Przed Sądem Rejonowym w Chodzieży (woj. wielkopolskie) rozpoczął się proces byłego księdza Krzysztofa G. oskarżonego gwałty i molestowanie. Proces - na wniosek stron - będzie się toczył za zamkniętymi drzwiami.

Poszkodowany Szymon B. powiedział mediom przed rozprawą, że ma nadzieję, że byłego księdza Krzysztofa G. spotka sprawiedliwa kara, choć - jak przyznał - na rozpoczęcie procesu czekał kilka lat.

Szymon B. miał być gwałcony i molestowany przez byłego już księdza Krzysztofa G. od 2001 roku; wówczas poszkodowany miał 14 lat, był ministrantem w kościele w Chodzieży. Duchowny miał wykorzystywać Szymona B. przez kilkanaście lat.

Czekałem parę lat, z czego po drodze (postępowanie) było umorzone przez prokuraturę. Udało się przez Prokuraturę Okręgową w Poznaniu na nowo ruszyć to wszystko. Oczekiwania były dosyć duże, ale dzisiejszy stres jest jeszcze większy niż w czasie tych przesłuchań, bo trzeba się będzie zmierzyć ze sprawcą oko w oko - powiedział.

Dodał, że oskarżonego widział po raz ostatni w grudniu 2015 roku. Wówczas Krzysztof G. miał odwiedzić pokrzywdzonego w domu; miał się także przyznać do winy i powiedzieć, że sam zgłosi się w tej sprawie do abp. Stanisława Gądeckiego.

W kurii była ta sprawa już w 2015 roku złożona, do prokuratury mec. Nowak składał to chyba w styczniu 2017 roku. Kuria jakby chciała, żeby to się przedawniło. Nie zostałem tam nawet poinformowany, że mogę złożyć takie zawiadomienie też do prokuratury - zaznaczył.

Pokrzywdzony pytany przez media, czy ma pretensje, żal do Kościoła, że ta sprawa tak długo trwała, podkreślił, że "oczywiście, pretensje mam od samego początku - chociażby o to, że nie zawiadomili mnie, że to podlega też karze polskiego wymiaru sprawiedliwości".

Pełnomocnik pokrzywdzonego adw. Artur Nowak powiedział dziennikarzom przed rozprawą, że "będziemy chcieli z całą pewnością wnosić do sądu o to, co nie udało się panu prokuratorowi".

Krzysztofowi G. grozi do 12 lat więzienia

Przypomniał, że prokurator w tej sprawie domagał się wydania akt postępowania kanonicznego, karno-administracyjnego dotyczącego sprawcy. Niestety żyjemy w takim kraju, że dostał polecenie z góry, żeby wycofał się z tego wniosku dowodowego, on nie został zrealizowany - powiedział.

Dodał, że w tej chwili jest sytuacja inna, sąd jest niezawisły i nie wyobrażam sobie, żeby sąd nie miał w materiałach, które będą poprzedzały wydanie w tej sprawie wyroku, tego materiału dowodowego. Będziemy domagali się, żeby sąd ten materiał ściągnął przede wszystkim, bo to nie może być tak, że w jakikolwiek sposób państwo jest skrępowane w tym, żeby mieć wszelkie dane, które są potrzebne do ustalenia stanu faktycznego.

Panowie z kurii gromadzą sobie jakieś dowody, nie wiemy, co robią, jak robią i system prawny cywilny nie leży w kręgu ich zainteresowania, nie współpracują. Ta sprawa właśnie pokazuje, jak wygląda współpraca z Kościołem, jeśli chodzi o wyjaśnienie spraw pedofilii. Ostatnio abp Gądecki mówił, że "Kościół jest prześladowany". Muszę powiedzieć, że jesteśmy chyba jedynym krajem w Europie, w którym ktoś sobie po prostu nie wydaje akt prokuratorowi, że pojawiają się jakieś wytyczne, które mówią o tym, że trzeba jak z jajkiem się z Kościołem obchodzić - zaznaczył.

Dodał, że pokrzywdzony wiele lat czekał na rozpoczęcie procesu. Wyraził też nadzieję, że sprawiedliwy wyrok w tej sprawie "domknie ten pewien okres w jego życiu, który był niezwykle trudny, traumatyczny". Jak wskazał, "Szymon B., jako młody chłopak uwiedziony Kościołem, swoim duszpasterzem, został wmanewrowany w sytuację, w której był regularnie krzywdzony".

Ani prokurator, ani obrońca oskarżonego nie chcieli rozmawiać z mediami. Krzysztofowi G. grozi do 12 lat więzienia.

Kolejna rozprawa ma się odbyć we wrześniu.