Groźny przestępca, który uciekł w piątek warszawskim policjantom sprzed sądu w Ostrowi Mazowieckiej, był przewożony przez policję bez kajdanek; nie był pilnowany zgodnie z przepisami – ustalił reporter RMF FM.

Policja oficjalnie mówi o zaniedbaniu, ale sprawa może być o wiele bardziej poważna. Prokuratura i wydział wewnętrzny sprawdzają, czy policjanci nie pomogli na przykład uciec przestępcy w zamian za pieniądze.

Bulwersujące jest to, że recydywista uciekł już wcześniej z sali sądowej. Jak się okazuje, bandyta miał przy sobie gaz, którym prysnął policjantom w twarz, gdy wysiadał z więźniarki. Potem już tylko przeskoczył przez płot, a oszołomieni funkcjonariusze zdążyli oddać jedynie dwa ostrzegawcze strzały.

Policjanci, którzy konwojowali mężczyznę, przebywają w tej chwili na zwolnieniu lekarskim – mówi Mariusz Sokołowski ze stołecznej policji. Taka decyzja został podjęta po rozmowie z psychologiem - wyjaśnia.

Jeden z policjantów służył od 7 lat, drugi od 14 lat. Dodajmy, że do tej pory groźnego zbiega nie udało się odnaleźć.