Dzikie zwierzęta w Szczecinie zostały bez opieki. Dofinansowanie stracił jedyny ośrodek zajmujący się ich leczeniem i rehabilitacją. W placówce w Wielgowie jest teraz prawie 200 zwierząt. Kończą się karma i leki.

Działalność ośrodka do tej pory finansowały miasto i Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Od początku roku pieniądze już nie wpływają. Dotacja z miasta skończyła się 31 grudnia. Urzędnicy uznali, że wystarczy, żeby w Szczecinie działał miejski łowczy. Może on jednak interweniować tylko w przypadku zwierząt łownych, czyli np. saren i dzików. Nie ma też ich gdzie leczyć. Zwierzę może albo wypuścić do lasu, albo uśmiercić.

Co będzie działo się wiosną, gdy ludzie zaczną znajdować małe sarny? Nie wiadomo. Miejski łowczy nie ma też uprawnień do interweniowania w przypadku zwierząt objętych ochroną gatunkową. Ich lista jest długa. To wszystkie płazy i gady, ptaki drapieżne, bociany, żurawie, jerzyki, a także jeże, wiewiórki i zające. Łowczy nie może ich łapać, ani przewozić. Do tej pory robili to pracownicy ośrodka z Wielgowa.

Wniosek o dofinansowanie pracy ośrodka mamy, czeka na rozpatrzenie - mówi Agata Suchta, rzecznik prasowy RDOŚ w Szczecinie. Według jej zapewnień powinien zostać podpisany do końca lutego. Trwa to już dwa miesiące.

W ośrodku przebywa obecnie 178 zwierząt. Kończy się dla nich pokarm. Prowadzący ośrodek nie mają też pieniędzy na paliwo. Mimo braku dofinansowania, codziennie wzywani są do kolejnych interwencji: podczas mrozów odkuwali łabędzie z lodu, jeżdżą też do dzikich zwierząt potrąconych przez samochody.