RMF FM dotarł do nowych faktów w sprawie tajemnicy Nanger Khel, wioski w Afganistanie ostrzelanej przez polskich żołnierzy. Według dokumentów sądowych, zastępca dowódcy plutonu - chorąży Andrzej O. - powiedział szeregowcom obsługującym moździerz, że gdyby pociski spadły na wioskę, mają się tym nie przejmować.

Okazuje się również, że dowódca plutonu, Łukasz B., po odprawie z dowódcą bazy, majorem Olgierdem C, miał powiedzieć do kolegów, że nie wykona rozkazu.

Dotyczył on ostrzału wzgórz. Na miejscu akcji, po wyjechaniu z bazy, inicjatywę za młodego i przestraszonego sytuacją Łukasza B. przejął jego zastępca, chorąży Andrzej O.

Wtedy Łukasz B., bojąc się ofiar cywilnych, wsiadł do samochodu i wrócił do bazy, by upewnić się, czy naprawdę jego grupa ma ostrzeliwać wzgórza. To właśnie w tym czasie moździerze oddały serie i jeden z pocisków lub pociski zabiły niewinnych Afgańczyków.

Czy to był tragiczny przypadek, czy też - co jeszcze bardziej dramatyczne - świadome postępowanie żołnierzy - ustali sąd.