Dwa miesiące po wyborach prezydent ma spore kłopoty z obsadzeniem stanowisk w swojej Kancelarii. Na razie powołanych zostało zaledwie 4 ministrów. Trwają gorączkowe poszukiwania prawnika, bez którego trudno wyobrazić sobie choćby analizę ustaw.

Pracy prezydenckiego prawnika nie przyjął Aleksander Proksa. Większego zainteresowania nie wykazali również Zbigniew Ćwiąkalski i Ryszard Kalisz. W Pałacu wciąż urzędują ludzie, którzy pracowali dla Lecha Kaczyńskiego. Niektórzy już wkrótce na własne życzenie odejdą.

Ofertę dalszej pracy otrzymali wszyscy ludzie związani z Władysławem Stasiakiem. Szef Kancelarii Jacek Michałowski przekonywał ich, aby zostali i jednocześnie deklarował szacunek dla ich byłego szefa. W Pałacu można usłyszeć z jednej strony, że skład Kancelarii na pewno zostanie uzupełniony do połowy września, z drugiej, że owo uzupełnianie idzie nadzwyczaj opornie.

W Kancelarii Lecha Kaczyńskiego urzędowało co najmniej dwa razy więcej ministrów i doradców. Były prezydent miał jednak przewagę nad obecnym, bo na samym starcie mógł z Ratusza zabrać ze sobą co najmniej trzydzieści osób. Bronisław Komorowski w swoim gabinecie marszałka zatrudniał zaledwie kilka osób.

Oczywiście obecna głowa państwa mogłaby sięgnąć po polityków Platformy Obywatelskiej, którzy z chęcią podjęliby się takiego zajęcia. Mogłaby ale nie chce, co budzi lekką irytację w partyjnych szeregach. Może się jednak zdarzyć, że nie będzie innego wyjścia, jak sięgnięcie po partyjnych działaczy, bo budowa ponadpartyjnej kancelarii na razie nie idzie najlepiej.