Policja i służby weterynaryjne zatrzymały pod Wrocławiem nielegalny transport koni z Niemiec. Jak dowiedziała się korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon, zwierzęta nie miały odpowiednich świadectw weterynaryjnych.

Po odbiór koni pod Wrocławiem zgłosił się polski pośrednik. Mężczyzna był wcześniej śledzony. Mieliśmy informację, że będzie nielegalny przewóz koni. Nasz inspektor

weterynaryjny śledząc samochód polskiego przewoźnika ustalił, że

dojechał on w pobliże granicy zachodniej. Tam przyjechał samochód z

drugiej strony. W środku były konie. Zwierzęta były przeładowywane na

samochód polski. Żadne z nich nie miało świadectw

lekarsko-weterynaryjnych - mówił Janusz Związek, główny lekarz

weterynarii.

Nie wiadomo jeszcze, czy pochodzące z Niemiec konie miały trafić do ubojni czy na handel.

Jak informuje korespondentka RMF FM, dziewięć zatrzymanych zwierząt to konie sportowe, którym często podaje się lekarstwo przeciwzapalne szkodliwe dla ludzkiego zdrowia. Gdyby więc mięso tych zwierząt trafiło do ubojni, powstałoby ogromne zagrożenie.

Afery ciąg dalszy?


Nie wiadomo, czy transport koni zatrzymany pod Wrocławiem ma związek ze skandalem mięsnym w Europie. Przypomnijmy, że w Polsce wołowinę z domieszką koniny znaleziono w zakładach w województwach: mazowieckim, łódzkim i warmińsko-mazurskim. W związku z tym służby weterynaryjne skierowały do prokuratury siedem zawiadomień w sprawie fałszowania mięsa.

W wielu europejskich krajach, w tym Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Czechach i na Słowacji, wycofano ze sprzedaży wyroby deklarowane jako wołowina - po tym jak wykryto w nich koninę.

W Niemczech przeprowadzono dotychczas 830 testów. Koninę wykryto w 67 przypadkach. Niemiecki minister współpracy gospodarczej i rozwoju Dirk Niebel (FDP) zaproponował, by zakwestionowane mięso rozdać biednym.

Komisja Europejska zaproponowała natomiast przeprowadzenie we wszystkich krajach członkowskich UE dwóch serii testów na przetworzonych produktach mięsnych, w tym badań DNA na obecność koniny w wyrobach oznakowanych jako produkty wołowe.

Niemiecka minister rolnictwa Ilse Aigner nazwała fakt mylnego etykietowania koniny "poważnym przypadkiem wprowadzania konsumentów w błąd". Zapewniła równocześnie, że konina nie jest niebezpieczna.