Przez cały dzień lotnisko w podkrakowskich Balicach ma pracować normalnie. Nadzór budowlany wydał nakaz wstrzymania prac na działce, gdzie stoi słynny już dźwig. Sprawą zajęła się również prokuratura. Maszyna od wczoraj paraliżuje starty i lądowania.

W Krakowie powołano "mini-sztab" kryzysowy w tej sprawie. Wojewoda małopolski i jego służby oraz marszałek województwa, zastanawiali się co zrobić z kłopotliwą inwestycją. Pojawił się nawet pomysł, żeby użyć policji, aby usunąć dźwig z budowy. Jednak inwestor pokazywał dokumenty z których wynikało, że ma wszystkie wymagane pozwolenia.

Sprawą zajęła się już Prokuratura Rejonowa Prądnik - Biały. Śledczy sprawdzają, czy mogło dojść do niebezpieczeństwa powstania katastrofy zagrażającej życiu wielu osób. Prokuratorzy przyjrzą się m.in. decyzjom wydanym ws inwestycji w pobliżu lotniska w Balicach.

Inwestor twierdził, że miał zgodę na korzystanie z dźwigu. Jednak jak podkreśla Urząd Lotnictwa Cywilnego, w piśmie sprzed tygodnia, urząd nie zgodził się na korzystanie z maszyny o wysokości 17 metrów.

Dźwig pracował już od miesiąca. Dopiero wczoraj, jeden z pilotów zauważył powiewającą na nim czerwoną flagę. Powiadomił o tym władze lotniska. Wczoraj w tej sprawie nie zrobiono jednak nic. Rano we wtorek znowu lotnisko na godzinę musiało przerwać pracę.