"Warto się zastanowić, jeśli nie immunitet, to co powinno chronić osoby publiczne” – stwierdziła marszałek Ewa Kopacz podczas zorganizowanej w Sejmie debaty "Immunitet - potrzeba czy przywilej". „Nie można stawiać ponad prawem, tych którzy nadużywają immunitetu w sytuacji, kiedy dochodzi do kolizji z prawem” – podkreśliła.

Kopacz podkreśliła w swoim wystąpieniu, że immunitet nie obejmuje wyłącznie parlamentarzystów. Korzystają z niego także m.in. sędziowie, prokuratorzy, prezesi Najwyższej Izby Kontroli i Instytutu Pamięci Narodowej oraz Rzecznik Praw Dziecka. Równość wobec prawa powoduje, że nie możemy dzielić ludzi na równych i równiejszych. Jeśli tak się dzieje, to zaczynają się kłopoty - oceniła . Nie wykluczyła również, że immunitet może być archaizmem, z którego należałoby w ogóle zrezygnować. W sytuacji, kiedy wszyscy jesteśmy równi wobec prawa musimy bardzo szczegółowo doprecyzować i nie stawiać ponad prawem tych, którzy niekiedy nadużywają immunitetu, swojej pozycji, kiedy następuje kolizja z prawem - apelowała.

Zdaniem uczestniczącej w dyskusji profesor Jolanty Itrich-Drabarek z Uniwersytetu Warszawskiego trzeba usankcjonować zasady postępowania posłów i sprawić, by było one także dla opinii publicznej.  Podkreśliła rolę marszałka Sejmu, jako osoby, która "jest obdarzona możliwościami dyscyplinującymi" i "ma prawo sankcjonować od posłów pewne zachowania".

Eryk Mistewicz, specjalista od marketingu politycznego zwrócił natomiast uwagę na to, że "chronienie się" parlamentarzystów za immunitetem wpływa m.in. na frekwencję wyborczą i tworzenie się "nurtów skrajnych". Przypomniał też, że szefowie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta, Urzędu Komunikacji Elektronicznej i Urzędu Regulacji Energetyki nie są chronieni immunitetami, choć wywierany na nich nacisk jest porównywalnie większy niż w przypadku posłów.