„Warunki do wędrowania w Tatry są skrajnie trudne. Sprzęt nie gwarantuje bezpieczeństwa. Prosimy o rezygnację z wyjść w wyższe partie Tatr” – tak ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego apelują do turystów. I przypominają – w ciągu ostatniego tygodnia w Tatrach po stronie słowackiej i polskiej zginęło aż 11 osób.

„Warunki do wędrowania w Tatry są skrajnie trudne. Sprzęt nie gwarantuje bezpieczeństwa. Prosimy o rezygnację z wyjść w wyższe partie Tatr” – tak ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego apelują do turystów. I przypominają – w ciągu ostatniego tygodnia w Tatrach po stronie słowackiej i polskiej zginęło aż 11 osób.
Ratownicy TOPR (zdj. ilustracyjne) /Grzegorz Momot /PAP/EPA

Sobota była kolejnym pracowitym dniem dla TOPR-owców. Ratownicy po południu ruszyli na pomoc turyście, który poślizgnął się i zjechał poniżej Buli pod Rysami. Mężczyzny nie udało się uratować. Ratownicy zwracają uwagę, że turysta był dobrze wyposażony - miał raki, czekan i kask. "Jednak w takich warunkach sprzęt nie gwarantuje bezpieczeństwa" - piszą TOPR-owcy.

Wieczorem z kolei ratownicy wyruszyli na pomoc dwójce turystów, którzy zgubili szlak schodząc z Rakonia. Sprowadzono ich do Doliny Chochołowskiej.

Do groźnych wypadków doszło też na Kasprowym Wierchu i Jarząbczym Wierchu. Tam także turyści poślizgnęli się na oblodzonym szlaku i spadli. Obaj są potłuczeni, ale ich życiu nic nie zagraża.

Kilkanaście akcji

Od świąt w Tatrach - po polskiej i słowackiej stronie - zginęło już 11 osób. W samą sylwestrową noc ratownicy interweniowali w Tatrach kilka razy. Przewieźli do szpitala m.in. dwie osoby, które nie mając raków, próbowały zejść z Przełęczy Liliowe. Turyści poślizgnęli się, co skończyło się kilkusetmetrowym zjazdem po zlodowaciałym śniegu. Innego poturbowanego turystę, który zjechał z Przełęczy Krzyżne, TOPR-owcy zabierali z Hali Gąsienicowej.

(abs)