Szefowie czterech resortów przygotowują analizy w sprawie fatalnej sytuacji finansowej Polskich Linii Lotniczych LOT. Raporty mają trafić na biurko premiera za tydzień - ustaliła reporterka RMF FM Agnieszka Burzyńska.

Za kilka dni dowiemy się, czy warto ratować narodowego przewoźnika, czy nie. Ostatnio Donald Tusk zapowiedział, że nie zamierza tego robić za wszelką cenę, choć Ministerstwo Skarbu przelało na konta spółki 400 milionów złotych.

O pociągnięciu do odpowiedzialności urzędników wiadomo niewiele. Wicepremier Janusz Piechociński przekonuje jednak, że winni się znajdą. W ramach prac powołanego do tej sprawy zespołu będziemy mówili o odpowiedzialności poszczególnych organów lub osób - wyjaśnił w rozmowie z reporterką RMF FM Agnieszką Burzyńską. O odpowiedzialności samego ministra skarbu wicepremier nie chciał mówić.

Teraz LOT czeka na wyniki analizy, która określi, czy otrzyma on kolejną gigantyczną pożyczkę, czy też - wzorem węgierskich linii - zostanie skazany na upadłość. Mamy przyszły tydzień na to, żeby przerobić cały materiał, a później już na szczeblu trzech konstytucyjnych ministrów, zaprezentować dojrzałe rozwiązanie - tłumaczył Janusz Piechociński.

Sam wicepremier o upadłości LOT-u nie chce słyszeć.

Pomoc dla przewoźnika


Pierwsze informacje o katastrofalnej kondycji finansowej spółki PLL LOT pojawiły się w listopadzie. Jeszcze we wrześniu jej ówczesny prezes Marcin Piróg mówił, że polskie linie lotnicze radzą sobie dobrze na tle innych europejskich przewoźników.

Okazało się jednak, że sytuacja jest zupełnie inna. Na początku grudnia LOT poprosił rząd o pomoc w wysokości 400 mln zł - i to tylko w pierwszej transzy pomocy. Resort pozytywnie ocenił wniosek LOT o udzielenie pomocy. Dodał wtedy, że za kondycję finansową spółki odpowiada prezes, dlatego oczekuje od rady nadzorczej firmy wyciągnięcia konsekwencji personalnych.

W połowie grudnia Rada Nadzorcza Polskich Linii Lotniczych LOT odwołała prezesa spółki Marcina Piróga. Jego obowiązki przejął Zbigniew Mazur.