Dziś mija dokładnie rok od gwałtownej burzy w rejonie Giewontu, w wyniku której zginęło pięć osób, a ponad 150 zostało rannych. Był to pierwszy taki masowy wypadek w historii ratownictwa w Tatrach.

Rok temu od uderzenia pioruna w okolicach Giewontu zginęły cztery osoby. To dwie kobiety w wieku 46 i 24 lat oraz dwójka dzieci - 10-letnia dziewczynka i 10-letni chłopiec.

Ofiary pochodziły z równych regionów Polski - to mieszkańcy województwa mazowieckiego, podlaskiego, Dolnego Śląska i Małopolski.

W wyniku burzy zginęła też jedna osoba po stronie słowackiej Tatr. Ofiarą śmiertelną był czeski turysta.

W wyniku burzy poszkodowanych zostało ponad 150 turystów przebywających w okolicach Giewontu i Czerwonych Wierchów. 

W akcję ratowniczą było zaangażowanych wiele służb. Wykorzystano wszelkie środki transportu, aby przewieźć rannych do szpitali. Oprócz pięciu śmigłowców, użyto samochodów terenowych TOPR i GOPR, pojazdów straży pożarnej, a także pojazdy schronisk górskich.

Świadkowie: Burza rozpętała się nagle

Świadkowie twierdzą, że burza w Tatrach rozpętała się nagle. 

Zachmurzyło się, coś zaczęło lekko wiać, zaczęło kapać. I te chmury nie były ciężkie, stalowe, normalne chmury takie białe, trochę ciemniejsze. I nagle burza. No i były trzy, cztery odgłosy, potem było kilkanaście. Trzy, cztery uderzenia były w pobliżu Giewontu i tak sobie pomyślałem, Boże ,chyba będzie źle na Giewoncie. No i byłem złym prorokiem - mówił nam pan Krzysztof, który był świadkiem tragicznej w skutkach burzy.

Byliśmy w bezpośredniej bliskości tego zdarzenia. Wybraliśmy akurat wejście na Kopę Kondracką. Ok. godz. 13 burza pojawiła się nie wiadomo skąd, nagle - dodaje pan Krzysztof.

Jednym ze świadków burzy był pan Edward z Wielkopolski. Szedł na Giewont razem z rodziną i znajomymi. Był nieco przed nimi, gdy nadciągnęła burza. Pioruny waliły wszędzie, gdzie się dało. Ludzie uciekali na lewo, na prawo, chowali się - relacjonował. Stałem przy łańcuchach. Próbowałem po nich schodzić i wtedy, nie wiem czy koło mnie, zabłysnęło i przewróciłem się na ziemię. Odrzuciło mnie na jakieś pół metra. Nie straciłem przytomności. Wszystko widziałem i słyszałem, tylko nie mogłem się ruszać około 2 minut. Pamiętam krzyki ludzi i płacz dzieci - opowiada pan Edward.

Po uderzeniu pioruna latały głazy, takie jak pięść i większe, w promieniu 100 metrów to się rozprysło - mówi w rozmowie z RMF FM przewodnik tatrzański, który był naocznym świadkiem dramatycznych wydarzeń w okolicach Giewontu.

W sprawie tragicznej burzy w Tatrach trwa nadal śledztwo. Prokuratura Rejonowa w Zakopanem przesłuchuje świadków i gromadzi dowody, w tym nagrania z monitoringu.

Przed burzą na Podhalu Rządowe Centrum Bezpieczeństwa nie wysłało swego alertu do osób przebywających w regionie, który ostrzegałby o zagrożeniu. Z kolei IMGW tłumaczyło, że rano 22 sierpnia 2019 roku wydano komunikat pogodowy dla Podhala i przewidywano w nim burze, jednak - jak napisano w przekazanej nam informacji - te burze nie spełniały obowiązujących w naszym kraju kryteriów przewidzianych dla formułowania ostrzeżeń. Te wydawane są w przypadku prognozowania towarzyszącym burzom silnych porywów wiatru - powyżej 70 km/h i ulewnego deszczu - od 20 milimetrów. Jak przekonywało IMGW - zjawiska towarzyszące burzom nawet nie zbliżyły się do tych kryteriów.