Michał Dworczyk złożył rezygnację z funkcji szefa kancelarii premiera. Minister poinformował o tym na swoim Twitterze. Od ponad roku Dworczyk był krytykowany m.in. za wycieki z jego prywatnej skrzynki mailowej. Jego dymisji domagali się m.in. partyjni koledzy.

Dziś złożyłem rezygnację z funkcji szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Dziękuję Prezesowi J. Kaczyńskiemu, Premierowi Morawieckiemu, kierownictwu PiS oraz wszystkim pracownikom KPRM za zaufanie i blisko 5 lat współpracy - napisał na Twitterze.

O tym, że Dworczyk odejdzie informowaliśmy Was jako pierwsi.

Podczas briefingu w Sejmie Dworczyk podkreślił, że praca w KPRM była dla niego najważniejszym okresem zawodowym w jego życiu. Myślę, że pan premier przyjmie tę rezygnację, a w związku z tym pewnie w ciągu kilkudziesięciu godzin zakończę definitywnie swoją misję - dodał.

Pytany o powody odejścia były już szef KPRM powiedział: Przeważyły o tym względy osobiste i takie przekonanie, że tak efektywnie, jak do tej pory, dłużej na tym miejscu nie jestem w stanie pracować. Myślę, że pięć lat to jest bardzo długi czas - dodał.

Ja jeszcze przez kilka tygodni, ale to będzie na pewno krótki czas, będę zamykał pewne projekty, które do tej pory realizowałem i właśnie one wymagają zamknięcia - mówił pytany o plany Dworczyk. Jestem cały czas członkiem Rady Ministrów i w związku z tym to będzie jeszcze krótki czas, kiedy będę ten sposób funkcjonował w Kancelarii - dodał.

Dworczyk był szefem KPRM od 2017 roku. Wcześniej pełnił m.in. funkcje wiceszefa Ministerstwa Obrony Narodowej, a także pełnomocnikiem rządu do spraw narodowego programu szczepień przeciw Covid-19.

Afera mailowa

Już od ponad roku spekulowano o możliwe dymisji Michała Dworczyka, odkąd na światło dzienne zaczęły wychodzić kolejne służbowe maile wykradzione z jego prywatnej skrzynki. W ten sposób opinia publiczna poznała kulisy sprawowania władzy, ręczne sterowanie mediami publicznymi czy sposób załatwiania pracy rodzinom i znajomym polityków opcji rządzącej w spółkach i administracji państwowej. 

Formalnie rząd cały czas dystansuje się od wycieku. Twierdzi, że dokumenty mogą być zmanipulowanie i odmawia komentowania "akcji rosyjskich służb". W rzeczywistości jednak autentyczność korespondencji była już kilkukrotnie potwierdzana, także przez samych polityków PiS-u.

Miesiącami Zjednoczona Prawica wzbraniała się przed zdymisjonowaniem Dworczyka, mimo że treść niektórych wiadomości była kompromitująca nie tylko dla samego ministra, ale i całego rządu. Szef kancelarii premiera pozostawał na stanowisku, bo PiS nie chciało ulegać presji z zewnątrz. Nieoficjalnie politycy przyznawali też, że odwołanie Dworczyka w szczycie afery mailowej byłoby tylko potwierdzeniem tez ze zhakowanych wiadomości. 

Odejście Dworczyka to także osłabienie premiera Mateusza Morawieckiego, który od kilku miesięcy broni się przed atakami kilku frakcji w obozie rządzącym.