Szokujące wyniki kontroli w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Będzinie. Przeprowadzono ją w związku ze śmiercią 1,5-rocznego Szymona, którego ciało dwa lata temu znaleziono w stawie w Cieszynie. Okazało się, że przez cały ten czas matka nieżyjącego chłopca co miesiąc dostawała zasiłek na trójkę swoich dzieci: dwie córki i Szymona.

Jak ustaliła nasza dziennikarka Anna Kropaczek, matka Szymona, otrzymała zasiłek na trójkę dzieci także i w tym miesiącu. Dodatkowo od 2009 r. rodzinie przyznany został dodatek z tytułu wielodzietności.

Aby dostać świadczenie rodzinne, wystarczy bowiem wypełnić formularz i załączyć stosowne dokumenty. Do otrzymania zasiłku nie był potrzebny wywiad środowiskowy ani wizyta w mieszkaniu rodziny. Nikt więc nie sprawdzał, czy rzeczywiście rodzice mają pod opieką trójkę dzieci.

Co więcej, kiedy poradnia w 2010 roku kontaktowała się z MOPS-em w sprawie szczepień Szymka, ówczesna dyrektor ośrodka odpisała poradni, że rodzina nie figuruje na liście świadczeniobiorców i że pracownicy MOPS-u nie wiedzą nic o jej sytuacji. A to była nieprawda, bo w 2008 i 2009 roku rodzice zwrócili się o zapomogę. Przed przyznaniem tych pieniędzy MOPS sprawdzał, w jakich warunkach żyje rodzina.

Poprzednia dyrektorka MOPS została zwolniona dyscyplinarnie po przeprowadzonej w maju 2011 r. kontroli, która wykazała wiele nieprawidłowości m.in. w zakresie działalności merytorycznej MOPS, a także w zakresie finansów, zamówień publicznych, ewidencji czasu pracy i bhp.

Rodzice Szymona trafili do aresztu

W poniedziałek rodziców małego Szymka aresztowano tymczasowo na trzy miesiące. Taką decyzję podjął sąd w Bielsku-Białej. Jak uzasadnił, podejrzani, pozostając na wolności, mogliby utrudniać śledztwo. Sąd wziął również pod uwagę duże prawdopodobieństwo popełnienia przez Beatę C. i Jarosława R. zarzucanego czynu. Zdaniem śledczych, podejrzani przez ponad dwa lata ukrywali się przed organami ścigania i starali się zacierać ślady zbrodni.

Będzie konieczna konfrontacja

Prokuratura zarzuca domniemanej matce dziecka 40-letniej Beacie C. zabójstwo, za co grozi kara od 8 do 25 lat więzienia lub dożywocie. Przesłuchiwana w niedzielę kobieta nie przyznała się do winy. Twierdziła, że śmierć nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego wypadku. W jaki sposób, dokładnie, nie wiadomo, bo rzeczniczka bielskiej prokuratury nie zdradziła żadnych szczegółów.

41-letni konkubent kobiety Jarosław R. usłyszał zarzut "nieudzielenia pomocy dziecku, które znajdowało się w położeniu zagrażającym życiu, w połączeniu z nieumyślnym doprowadzeniem do śmierci". Grozi za to kara do 5 lat więzienia. Podejrzany przyznał się do winy.

Śledczy uważają, że konieczna będzie konfrontacja rodziców. Oboje złożyli bowiem w prokuraturze rozbieżne wyjaśnienia. Co więcej, do tej pory postępowanie prowadzono pod kątem zabójstwa. Teraz trzeba je będzie rozszerzyć o nowe wątki. Chodzi np. o to czy ktoś pomagał rodzicom chłopca. Niewykluczone, że prokuratura zdecyduje też o przeprowadzeniu wizji lokalnej.

Dwa lata śledztwa

Zwłoki dziecka zauważyli 19 marca 2010 roku w stawie na obrzeżach Cieszyna dwaj przechodzący w pobliżu chłopcy. Ciało leżało tam kilka dni. Przyczyną śmierci był uraz jamy brzusznej. Pod koniec kwietnia chłopiec został pochowany w Cieszynie. W tym roku śledztwo w tej sprawie umorzono.

Po odnalezieniu ciała chłopca policja sprawdzała wszystkie rodziny z małymi dziećmi. Funkcjonariusze byli też u rodziny z Będzina. Niczego nie zauważyli, bo w domu miało być troje dzieci, czyli dwie dziewczynki i kilkuletni chłopiec. I tyle właśnie ich było. Nieoficjalnie wiadomo, że najprawdopodobniej pokazywanym policji chłopcem, który miał być wtedy Szymonem, w rzeczywistości był syn dorosłej już córki Beaty C. (z pierwszego małżeństwa). Wówczas jednak policja nie mogła tego wiedzieć, zwłaszcza że wiek chłopców był zbliżony.