Sąd Najwyższy zwrócił sprawę lustracyjną byłego posła SLD Jerzego Jaskierni do Sądu Lustracyjnego II instancji. Sąd uwzględnił kasację Rzecznika Interesu Publicznego, który chciał uchylenia korzystnego dla Jaskierni wyroku Sądu Lustracyjnego II instancji z czerwca 2006 roku.

Uznano wtedy, że brak jest jakichkolwiek podstaw, by stwierdzić że Jaskiernia był w latach 70. agentem wywiadu PRL. Jaskiernia wiele razy mówił, że nigdy nie był agentem, a wywiad zarejestrował go bez jego wiedzy i zgody. W 1992 roku znalazł się on na tzw. "liście Macierewicza" jako tajny współpracownik wywiadu PRL.

Jaskiernia liczy na to, że Sąd Lustracyjny II instancji oczyści go z zarzutów. Jego zdaniem dzisiejsze orzeczenie Sądu Najwyższego w żaden sposób nie podważa sensu wyroku sądu niższej instancji, który oczyścił go z zarzutów. W dzisiejszym uzasadnieniu nie ma słowa o meritum, czyli zarzutach dotyczących mojej rzekomej współpracy ze specsłużbami PRL – mówił Jaskiernia. To jest decyzja natury proceduralnej, na którą ja - jako osoba lustrowana - nie mam wpływu, ponieważ to jest kwestia tego jak sądy dokonują uzasadnienia swoich orzeczeń - dodał Jaskiernia.

Sąd Najwyższy faktycznie uznał, że Sąd Lustracyjny II instancji dopuścił się naruszeń prawa procesowego, jednak w bardzo konkretnych sprawach. W uzasadnieniu np. brak jest wzmianki o bardzo ważniej notatce, w której oficer SB powoływał się na informacje od Jaskierni na temat sytuacji na Uniwersytecie Jagiellońskim: Czy informacje w niej zawarte uznane zostały przez sąd odwoławczy za zgodne z prawdą. To bardzo istotny mankament. Sąd od tej powinności uchylił się - uzasadniał sędzia. Tak samo jak od rozstrzygnięcia, ile razy Jaskierni spotykał się z oficerami SB.