Prokuratura w Zielonej Górze ma już gotowy akt oskarżenia ws. lekarza, który nie zabrał chorego pacjenta do szpitala. Cztery lata temu doktor uznał, że to nie choroba na nerwica. Mężczyzna miał zawał serca. Nie udało się go uratować.

Mężczyzna zdenerwował się po tym, jak dostał informacje o pożarze w swoim kiosku. Po powrocie do domu zaczął uskarżać się na bóle w klatce piersiowej. Nie chciał, by rodzina wzywała pogotowie, ale późnym wieczorem objawy nasiliły się. Pogotowie przyjechało na miejsce po 15 minutach.

W skład zespołu karetki wchodzili oskarżony - lekarz i ratownik medyczny. Po wywiadzie i badaniu lekarz zdiagnozował nerwicę, podano dożylnie leki, a ponieważ dolegliwości były mniejsze, pogotowie opuściło mieszkanie. Krótko potem stan chorego pogorszył się, a jego żona ponownie wezwała karetkę.

U pacjenta stwierdzono zatrzymanie krążenia, po 30 minutach zmarł. Sekcja zwłok wykazała, że bezpośrednią przyczyną śmierci był ostry zawał mięśnia sercowego.

Biegli z zakresu medycyny sądowej i ratownictwa medycznego uznali, że podczas pierwszej wizyty lekarz popełnił błąd w diagnozie. Zabranie pacjenta do szpitala mogło uratować mu życie. Lekarz nie przyznaje się do winy.