Sąd Apelacyjny w Lublinie uwzględnił zażalenie na decyzję sądu okręgowego, podtrzymującą wydany przez prezydenta tego miasta Krzysztofa Żuka zakaz organizacji zapowiedzianego na sobotę Marszu Równości, a także planowanej tego dnia kontrmanifestacji środowisk narodowych.

Sąd uwzględnił zażalenia organizatorów Marszu Równości i kontrmanifestacji na postanowienie Sądu Okręgowego w Lublinie, który w środę utrzymał w mocy decyzję prezydenta Lublina zakazującą tychże zgromadzeń. Zażalenie na decyzję sądu złożył też Rzecznik Praw Obywatelskich.

Wolność zgromadzeń pełni doniosłą rolę w demokratycznym państwie prawnym, a także jest warunkiem istnienia społeczeństwa demokratycznego. Wolność zgromadzeń gwarantuje członkom społeczności wpływ na władze publiczne, jest naturalną konsekwencją suwerenności narodu -  tak uchylenie zakazu uzasadniała sędzia Ewa Popiołek.

Sąd okręgowy błędnie przyjął, że przesłanki określone w prawie o zgromadzeniach spełniają okoliczności polegające na zagrożeniu życia lub zdrowia ludzi, jak również mienia w znacznych rozmiarach z uwagi na odbycie obu zgłoszonych zgromadzeń w jednym dniu i w zbliżonym czasie i miejscu, jak również zagrożeniu, które może się wiązać tym, że inne osoby, czy też organizacje przejawiają chęć zakłócenia marszu równości - dodano.

Sąd Apelacyjny w Lublinie podkreślił też, że orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, jak również Trybunału Konstytucyjnego potwierdza, że "to na władzach państwowych ciąży obowiązek zapewnienia pokojowego charakteru zgromadzenia i zagwarantowania ochrony jego uczestnikom bez względu na stopień kontrowersyjności przedstawianych poglądów".

Bardzo dziękuję Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, bardzo dziękuję Rzecznikowi Prawo Obywatelskich, dziękuję wszystkim osobom, które przyłączyły się do postępowania - powiedział Bartosz Staszewski, organizator marszu komentując decyzję sądu apelacyjnego i dodał: To bardzo ważne, że w takich sprawach - podstawowych, fundamentalnych moim zdaniem - jesteśmy razem i pokazujemy, że prawa człowieka to fundacja demokracji. Jutro udowodnimy wszystkim, że prawa osób LBGT i nie tylko są tak samo ważne dla Polaków i Polek

Do decyzji sądu odniósł się również prezydent Lublina. Zapoznałem się z orzeczeniem sądu apelacyjnego i wykonam je tak, jak wykonuje wszystkie prawomocne orzeczenia sądowej. Dzisiejsze orzeczenie nie podlega dalszej ocenie i weryfikacji a zatem także komentowaniu z mojej strony. Szanowni państwo, przez wszystkie lata sprawowania funkcji prezydenta dbałem o to, by Lublin był miastem otwartym i gościnnym dla wszystkich niezależnie od poglądów politycznych i tożsamości. Z ust moich i moich współpracowników nigdy państwo nie usłyszeli słów, które mogłyby świadczyć o braku szacunku do jakiejkolwiek z grup - stwierdził Krzysztof Żuk.



"Stanąłem przed trudną decyzją"

Wcześniej prezydent Lublina Krzysztof Żuk poinformował, że we wtorek spotkał się z komendantem miejskim policji i podległymi mu służbami odpowiadającymi za bezpieczeństwo w mieście, a "policja potwierdziła, że pojawiły się nowe fakty i istnieje realne zagrożenie dla życia i zdrowia mieszkańców, w tym uczestników marszu".

Stanąłem przed trudną decyzją. Zostałem wciągnięty w brutalną polityczną walkę ideologiczną, ale w obliczu zagrożenia życia i bezpieczeństwa mieszkańców, które jest dla mnie najważniejsze, i stanowiska policji wyrażonego przez komendanta na dzisiejszej naradzie, nie zostaje mi nic innego, niż wydać zakaz dla obu zgromadzeń - oświadczył Żuk.

Prezydent powiedział, że w internecie pojawiły się wezwania do stawienia się na kontrmanifestacji określane "jako moralny obowiązek" oraz nawoływanie do przemocy wobec uczestników marszu. Był też m.in. wpis: "może dałoby radę pokierować zboków na Majdanek", opatrzony zdjęciem pieca krematoryjnego z obozu koncentracyjnego. W tej sprawie prezydent złożył policji zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.

Żuk podkreślił, że temat marszu "wywołuje gigantyczne emocje, bardzo spolaryzowane, po obu stronach konfliktu".

Prezydent już wcześniej zwrócił się do komendanta policji w Lublinie z prośbą o dokładną analizę i ocenę stanu zagrożenia w związku z organizacją marszu oraz o wydanie jednoznacznej opinii w tej sprawie. Od tej opinii uzależniał, czy wyda decyzję o zakazie marszu, gdyż wcześniej, jak mówił, nie było przesłanek - przewidzianych w ustawie - na podstawie których można było taki zakaz zgodnie z prawem wydać.

Wojewoda też nie chciał marszu. Mówił, że promuje "zboczenia"


Planowany Marsz Równości w Lublinie wzbudził protesty m.in. działaczy PiS, środowisk narodowych i katolickich. Radni miejscy PiS, którzy domagali się jego zakazania, zwołali w tej sprawie nadzwyczajną sesję rady miasta. Obrady nie doszły do skutku, gdyż sesję zbojkotowali radni PO i Wspólnego Lublina, co spowodowało, że nie było kworum. Sesji towarzyszyły demonstracje zwolenników i przeciwników marszu.

W Lublinie pojawiły się też plakaty z napisami "Nie dla marszu homoseksualistów", "Lublin miastem bez dewiacji" i z zapowiedzią kontrmanifestacji organizowanej 13 października przez Młodzież Wszechpolską, ONR i fundację "Życie i Rodzina".

Krytycznie o marszu wypowiadał się wojewoda lubelski Przemysław Czarnek. Na swoim wideoblogu zamieścił komentarz, w którym powiedział, że sprzeciwia się promowaniu "zboczeń, dewiacji, wynaturzeń", postaw "antyrodzinnych, antychrześcijańskich", "sprzecznych z katechizmem, sprzecznych z Konstytucją RP", która - jak przypominał - chroni "tylko małżeństwo heteroseksualne, związek kobiety i mężczyzny".

Także przewodniczący klubu radnych PiS w radzie miasta Tomasz Pitucha umieścił na portalu społecznościowym wpis, w którym Marsz Równości określił jako "promujący homoseksualizm, pedofilię".

Organizator Marszu Równości złożył do sądu w Lublinie prywatne akty oskarżenia przeciwko Czarnkowi i Pitusze, od których domaga się przeprosin za ich wypowiedzi o marszu. "Nie możemy się zgodzić na to, aby nas obrażano i zniesławiano" - mówił Staszewski dziennikarzom.


(nm)