Liberia pozbyła się krwawego watażki, który wpędził kraj w 14-letnią wojnę domową. Charles Taylor kilka godzin po przekazaniu prezydentury w ręce swego dotychczasowego zastępcy Mosesa Blaha, udał się na emigrację do Nigerii. Jak podają agencje, w stolicy Liberii - Monrowii uczczono to wydarzenie wielką fetą.

Moses Blah, dotychczasowy wiceprezydent Liberii, został zaprzysiężony jako prezydent. Blah będzie sprawował władzę do 2 października, kiedy to mają się odbyć wybory powszechne.

Zmiana na stanowisku prezydenta oznacza, że jest szansa na zakończenie krwawych, bratobójczych starć w Liberii. Nowy prezydent kraju już zaprosił rebeliantów do rozmów.

Na moście prowadzącym do dzielnicy rządowej, który w ostatnich tygodniach stał się areną zaciętych walk, dotychczasowi przeciwnicy - czyli ci, którzy walczyli za Taylora oraz bojownicy największego ugrupowania rebelianckiego - wspólnie tańczyli i wiwatowali na wieść o odejściu Taylora.

Dymisja Taylora i jego wyjazd z kraju była do końca wielką niewiadomą. Przed kilkoma miesiącami zawarł on porozumienie z rebeliantami, w którym zobowiązał się złożyć urząd, ale potem wycofał się ze swych przyrzeczeń.

Prezydent przebywał w oblężonej stolicy, zapowiadając, że będzie walczył do końca. Jednak zaważyły naciski ze strony USA i państw Zachodniej Afryki. Lata rządów Taylora – lata nieustającej wojny domowej - kosztowały życie co najmniej 200 tysięcy osób.

05:30