Szef SLD Leszek Miller został zaatakowany po koncercie muzyki poważnej w Sieradzu. Działacze Sojuszy złożyli już w tej sprawie doniesienie na policję. Nie wykluczają też wystąpienia o ochronę dla byłego premiera.

Według rzecznika SLD Dariusza Jońskiego po zakończeniu imprezy do Millera podszedł mężczyzna, który uderzył go w tył głowy torbą napełnioną nieznaną substancją, wykrzykując przy tym coś niezrozumiałego.

Torba się rozerwała, a substancja o bardzo nieprzyjemnym zapachu oblała premiera - relacjonował Joński. Po tym zdarzeniu lider SLD wrócił do domu, a jego partyjni koledzy złożyli doniesienie o "naruszeniu nietykalności cielesnej".

Radosław Gwis z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi potwierdził, że sieradzka policja zajęła się już tym incydentem. Za ten czyn grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności - wyjaśnił. Dodał, że na podstawie ustaleń świadków funkcjonariusze wstępnie wytypowali osobę, która mogła zaatakować Millera. To 55-letni mężczyzna bez stałego miejsca zamieszkania widywany w Sieradzu. Policjanci sprawdzają kolejne miejsca, w których mógłby przebywać - relacjonował w rozmowie z dziennikarką RMF FM. Zastrzegł, że o ewentualnych badaniach substancji, którą zaatakowano byłego szefa rządu będzie decydował prokurator prowadzący postępowanie.

Po 22 Leszek Miller napisał na Twitterze, że jedynym efektem ataku jest zniszczenie jego ubrania. Dziękuję za słowa życzliwości - dodał.

(mn)