Policja nagle zmienia zdanie i chce zezwoleń na pistolety alarmowe. Tysiące Polaków, choć kupiły je legalnie, mają kłopoty. O sprawie pisze sobotnia "Rzeczpospolita".

Każdy, kto kupił rewolwery, m.in. marki Zoraki K-10 lub Walther P-22, może czuć się wyprowadzony w pole. Sprzedawano je bez zezwolenia, tymczasem policja uznała, że to... nielegalne - czytamy w najnowszym wydaniu "Rzeczpospolitej".

Policja chce, żeby posiadacze albo zdobyli dokument, który kosztuje kilkaset złotych i wymaga orzeczeń oraz udowodnienia realnego zagrożenia zdrowia lub życia, albo oddali broń do zniszczenia. I straszy grzywną, a nawet więzieniem - czytamy. 

"Rzeczpospolita" pisze, dlaczego policja uznała nagle, że zezwolenie jest konieczne. Jak tłumaczy dziennikowi KGP, to efekt opinii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego. Czy przeprowadziło ono badania, że broń ta może być niebezpieczna? KGP tego nie wyjaśnia - podkreśla "Rzeczpospolita".

W Polsce rewolwery alarmowe lub gazowe może posiadać bez zezwolenia nawet kilkadziesiąt tysięcy osób. 

(mal)