"Kazimierz Grabek, zwany niegdyś królem żelatyny, od lat gra na nosie swoim wierzycielom – bo oficjalnie nic nie ma" - pisze w weekendowym wydaniu "Gazeta Wyborcza". "Unika wymiaru sprawiedliwości – bo, jak twierdzi, jest chory. Równocześnie po cichu reaktywuje dawne biznesy" - dodaje.

"Wyborcza" ustaliła, że Grabek - niegdyś jeden z najbogatszych Polaków próbuje znów rozkręcić interesy na dużą skalę. "W maju ubiegłego roku do Sądu Rejestrowego w Warszawie wpłynęło pismo Grabka. Prosi o szybkie zarejestrowanie spółki Premium5, której jest prezesem - pisze "GW". "Dopiero wówczas (...) nastąpi rozpoczęcie działalności gospodarczej na dużą skalę, skutkując odprowadzeniem do budżetu państwa znacznych podatków i zatrudnieniem znacznej ilości pracowników" - cytuje fragment dokumentu. 

"Przejmując na początku lat 90. państwowe fabryki w Puławach i Brodnicy, Grabek zmonopolizował produkcję żelatyny w Polsce. Później dzięki skutecznemu lobbingowi i decyzjom rządów Waldemara Pawlaka oraz Jerzego Buzka został wyłącznym dostawcą żelatyny w naszym kraju. Gdy w 1998 r. "Wyborcza" ujawniła kulisy rządowych decyzji dotyczących importu żelatyny, wybuchła tzw. afera żelatynowa i gabinet Buzka wycofał się z zakazu importu. Imperium Grabka zaczęło się sypać" - przypomina "GW".

W weekendowym wydaniu "Wyborczej" także:

- Chodorkowski: Czuję się strasznie, gdy patrzę na spartaczone ludzkie życie

- Grochola: 4 miliony moich książek