"Ze strony pasażerów nikt nie wpływał w jakikolwiek sposób na decyzje załogi" - tak rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy Błażej Spychalski skomentował ujawnione przez Wirtualną Polskę informację dotyczące lotu z udziałem głowy państwa, który odbył się 2 lipca 2020 r. Doszło wtedy do niebezpiecznego incydentu, który według portalu próbowano później zatuszować.

Jak relacjonuje Wirtualna Polska, kolumna prezydencka po spotkaniach w ramach kampanii wyborczej Andrzeja Dudy dotarła 2 lipca na lotnisko w Babimoście o godz. 21.48. "Do lotu pasażerowie są gotowi o 21.55. Za późno. Dwie minuty później załoga Embraera 175 dostaje komunikat, że o godz. 22. lotnisko zostanie zamknięte. Pracę o tej porze kończy kontroler lotów. Za samowolne przedłużenie dyżuru groziłaby mu surowa kara" - podaje portal. 

Jak podkreśla WP, choć samolot nie powinien wystartować bez pełniącego służbę kontrolera, maszyna wzbiła się w powietrze o godz. 22:12. Po kilku dniach incydent nagłośniły "Gazeta Wyborcza" i tvn24.pl.

WP ujawniła fragmenty rozmów dotyczących incydentu, które na poprzez internetowy komunikator WhatsApp toczyli m.in. prezes PLL LOT Rafał Milczarski, szef Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej Janusz Janiszewski, pełnomocnik rządu ds. budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego Marcin Horała, Maciej Małecki - wiceminister aktywów państwowych odpowiedzialny za nadzór nad PLL LOT, Marcin Kędryna - ówczesny dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta RP i Krzysztof Moczulski - rzecznik prasowy PLL LOT. "Dyskusja skupia się przede wszystkim na tym, jak ukryć przebieg wydarzeń, które mogłyby zaszkodzić Andrzejowi Dudzie w kampanii prezydenckiej" - czytamy w tekście WP. 

Portal cytuje też wypowiedź Marcina Horały o tym, jak politycy powinni mówić o ujawnionym przez media incydencie. "Politycy to IMHO powinni iść na ostro: kolejna wrzutka Laska, próba puszczenia szczura na ostatniej prostej kampanii, źródło niewiarygodne, mimo wszystko nie lekceważymy, sprawdzimy, ale na spokojnie po wyborach" - pisał pełnomocnik rządu ds. CPK. Doradca zarządu PLL LOT Aleksander Kobecki pisał z kolei: "Nie jest problemem to jakiej kategorii normy zostały naruszone. Problemem jest to, że z dokumentów wynika, że jakiekolwiek normy zostały naruszone pod wpływem nacisków. Zatem to, czy naruszono wewnętrzna procedurę czy przepisy prawa jest bez znaczenia z punktu widzenia publicystyki, do której media chcą ten materiał wykorzystać" 

Spychalski: Standardy zostały zachowane

W oświadczeniu rzecznik prezydenta podkreślił, że był na pokładzie Embraera 175, który 2 lipca zabrał Andrzeja Dudę z lotniska Zielona Góra-Babimost do Warszawy. "W samolocie, poza Prezydentem RP, znajdowało się kilkanaście osób. Zgodnie z moją najlepszą wiedzą, wszelkie standardy bezpieczeństwa zostały zachowane - podobnie jak przy innych podróżach samolotem z udziałem Prezydenta RP" - napisał Błażej Spychalski. "Stanowczo podkreślam, że ze strony pasażerów nikt nie wpływał w jakikolwiek sposób na decyzje załogi" - stwierdził. "Lot był zamówiony z należytą starannością, a zmiana godziny wylotu została przez nas zakomunikowana przewoźnikowi ze znacznym wyprzedzeniem" - dodał prezydencki rzecznik.

Spychalski zapewnił, że Kancelaria Prezydenta nie bagatelizuje opisanej przez Wirtualną Polskę sytuacji. "Sprawa jest wyjaśniana przez odpowiednie, powołane do tego instytucje. Szczegóły lotu były także przedmiotem analizy wewnętrznej w PLL LOT i w tym zakresie odsyłamy do oświadczenia spółki" - wyjaśnił.

LOT: Popełniono błąd w zastosowaniu instrukcji operacyjnej

W oświadczeniu, do którego odniósł się Spychalski, PLL LOT podaje, że obecnie incydent bada Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, a wcześniej był on przedmiotem postępowania wyjaśniającego Biura Jakości, Bezpieczeństwa i Ochrony Przewozów PLL LOT

"Wewnętrzne postępowanie w PLL LOT wykazało brak naruszeń przepisów prawa lotniczego. Popełniono za to błąd w zastosowaniu instrukcji operacyjnej, który powstał w wyniku niejednoznacznej komunikacji z wieżą kontroli lotów" - czytamy w komunikacie przewoźnika. "Na bazie analizy tego zdarzenia, wprowadzono środki zaradcze, a załoga - zgodnie z zasadami 'Just Culture' po debriefingu (spotkania z szefem pilotów, omówienie zdarzenia, wskazanie gdzie powstał błąd i wyciągnięcie wniosków) i wykonaniu lotu ‘Line Check’ - powróciła do służby" - dodano.