Francisco Cano, radny z ramienia rządzącej Partii Ludowej, zginął wczoraj w kolejnym zamachu ETA. Jest on już dwudziestą drugą ofiarą tej organizacji terrorystycznej w ciągu bieżącego roku.

Hiszpańskie koła rządowe interpretują ten zamach jako zemstę separatystów baskijskich za "pakt antyterrorystyczny". Podpisano go w zeszły wtorek przez główne hiszpańskie partie polityczne: prawicową Partię Ludową i Hiszpańską Socjalistyczną Partię Robotniczą (PSOE), główną siłę opozycyjną. Zamordowany dziś 45-letni mężczyzna był elektrykiem i hydraulikiem z zawodu. Zginął od bomby umieszczonej w samochodzie. Zaopatrzona była ona w tzw. zapalnik oscylacyjny, co sprawiło, że Cano jeździł swym autem przez kilka godzin. Bomba umieszczona pod siedzeniem samochodu eksplodowała dopiero w chwili, gdy zjeżdżał w dół stromą ulicą: w tym momencie wahadło oscylatora zamknęło obwód elektryczny, powodując eksplozję. Ofiara zmarła po dwóch godzinach w szpitalu wskutek odniesionych ran.

W jednym z ostatnich zamachów terrorystycznych, przeprowadzonych przez baskijskich terrorystów w Katalonii, zginął były minister zdrowia w socjalistycznym rządzie Felipe Goznalesa, Ernest Lluch. Według policji hiszpańskiej, ETA dysponuje w Katalonii bardzo sprawną "grupa operacyjną" i strukturami wsparcia. Radnego Cano zabiła prawdopodobnie ta sama grupa, co byłego ministra Llucha. ETA zaczęła ponownie zabijać w grudniu ubiegłego roku po 15-miesięcznym, jednostronnie ogłoszonym przez nią zawieszeniu broni.

Foto EPA

00:45