"Odszedł człowiek, który zapisał wiele stron w historii Krakowa i Kościoła. W Konferencji Episkopatu Polski, w której przez wiele lat uczestniczyłem, był człowiekiem ostatniego ratunku. Kiedy się toczyła jakaś dyskusja i zaklinczowała się albo szła w złym kierunku to znalazł się zawsze Franciszek. Wstawał spokojnie, zupełnie roztropnie rozstrzygał te sprawy albo gasił pożary..." - mówił o kardynale Franciszku Macharskim sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski, biskup Tadeusz Pieronek. Duchowny komentował również wizytę papieża Franciszka, który w czasie trwania Światowych Dni Młodzieży odwiedził kardynała w szpitalu.

"Odszedł człowiek, który zapisał wiele stron w historii Krakowa i Kościoła. W Konferencji Episkopatu Polski, w której przez wiele lat uczestniczyłem, był człowiekiem ostatniego ratunku. Kiedy się toczyła jakaś dyskusja i zaklinczowała się albo szła w złym kierunku to znalazł się zawsze Franciszek. Wstawał spokojnie, zupełnie roztropnie rozstrzygał te sprawy albo gasił pożary..." - mówił o kardynale Franciszku Macharskim sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski, biskup Tadeusz Pieronek. Duchowny komentował również wizytę papieża Franciszka, który w czasie trwania Światowych Dni Młodzieży odwiedził kardynała w szpitalu.
Kardynał Franciszek Macharski /Jacek Bednarczyk /PAP

Marek Balawajder, RMF FM: Pierwsze wpisy na Twitterze o śmierci ks. kardynała są jednoznaczne: wielki człowiek, przyjaciel Krakowa i Polski, strata gigantyczna dla Kościoła. Odszedł wielki człowiek?

Biskup Tadeusz Pieronek: Odszedł człowiek, który zapisał wiele stron w historii Krakowa i Kościoła. Następca papieża w Krakowie - to trudna sytuacja, dlatego że to jeszcze była głęboka i zażarta komuna, ale z drugiej strony to się już chyliło ku upadkowi. Trafił na moment przełomu - 1978 i 1979 rok to jest jeszcze walka, posuwanie się do przodu. Czasem skuteczne - np. w takich rozmowach, które prowadził z rządem Karol Wojtyła i nic nie załatwił...

Kardynał Macharski załatwił?

Załatwił, bo to już były takie czasy, że rząd nie miał już poparcia ze wschodu, bo tam się też pieriestrojka jakoś odbiła.

Ale start miał trudny. Zajął miejsce papieża, zaraz pojawił się stan wojenny. Musiał sobie z tym radzić.

No nie zaraz... W stanie wojennym miał poważny kłopot. Pamiętam taką rozmowę 6 stycznia 1982 roku, kiedy byłem krytyczny wobec jego stanowiska co do stanu wojennego. Miałem trochę inne zdanie - myślałem, że trzeba iść inaczej.

A kardynał Macharski?

Robił swoje i robił swoje dobrze. Nie można było iść na szable, na bagnety, na armaty - trzeba było robić to dyplomatycznie, a on to umiał robić. No i chwała mu za to. Szereg rzeczy przez te prawie 40 lat jego pasterzowania w Krakowie kończył takie, które rozpoczął Wojtyła. Uniwersytet, synod krakowski, budowa kościołów, katechizacja - to są wszystko nowe rzeczy, do których trzeba było podejść w nowej wizji Kościoła.

Ale on się też odnalazł w tych czasach po roku 1989?

Wie pan, kto się tam wtedy od razu odnalazł?

Ale radził sobie?

Był na takim stanowisku, że musiał się znaleźć. Miał swoje kanały, miał swoje dyplomatyczne pociągnięcia, którymi się nie chwalił. Był przygotowany do tego: znał języki, miał otoczenie wielu ludzi takich, którzy mogli mu poradzić. Wykorzystywał to i umiał te sprawy systematycznie rozwiązywać. Nowa administracja Kościoła w Polsce, nowe diecezje - to też było jego dzieło - niektórzy się krzywili, inni mówili, że tak, że dobrze... Nigdy takiej sprawy wielkiej nie da się załatwić bez zgrzytów. Zawsze coś się komuś weźmie, a komuś się źle da... W Konferencji Episkopatu Polski, w której przez wiele lat uczestniczyłem, był człowiekiem ostatniego ratunku.

To znaczy?

Kiedy się toczyła jakaś dyskusja i zaklinczowała się albo szła w złym kierunku to znalazł się zawsze Franciszek. Wstawał spokojnie, zupełnie roztropnie rozstrzygał te sprawy albo gasił pożary...

Słuchano go?

Tak, miał autorytet. Umiał różne kwestie widzieć inaczej - czasem stolica widzi inaczej niż prowincja.

Był taki moment dla niego bardzo trudny?

Było wiele momentów trudnych, zwłaszcza jeśli chodzi o dialog z Żydami, ta sprawa Oświęcimia, krzyża, zawsze coś było: i sprawy personalne i przeróżne rzeczy. Dawał sobie z tym radę tak, jak potrafił.

Bo wydawało się, że po roku 1989 roku będzie łatwiej, a tam pojawiały się co chwilę jakieś rafy.

Mieliśmy za mało czasu na to, żeby przejść w sposób logiczny, systematyczny do tworzenia nowego państwa, nowej wizji kościoła, bo po prostu ciągle były jakieś przeszkody. Proszę zauważyć, że z nowymi władzami konkordat został zawarty w '91 roku, a dopiero w '98 został ratyfikowany. Walka o szkołę, o przeróżne rzeczy, o symbole religijne... walka zupełnie nieuzasadniona, tak jak gdyby kościół chciał podbić ludzi...

Ale Franciszka tam nie było na pierwszej linii.

Ale był na właściwym miejscu.

Jednocześnie kochany przez krakowian, bo to uwielbienie wręcz się pojawiało. Mówiono o nim: ostatni książę kościoła.

Tak, bo i postawa i kultura i obycie się w świecie to były jego cechy charakterystyczne, choć czasem trudno było go zrozumieć. On miał taki specjalny styl mówienia, domagający się od słuchacza pewnych przesłanek, których on nie dawał. Jak ktoś się złapał na to i potrafił to odkryć, to było wszystko ok. Ja często chodząc z nim z kościoła św. Anny do domu po mszy świętej mówię mu: Franek, ale przepraszam, o co ci chodzi? I wtedy też nie zawsze dochodziło do zrozumienia tego, nawet to pewno moja wina, bo ja tych przesłanek jakoś nie mogłem odkryć.

Ta wizyta papieża Franciszka teraz nabiera innego, symbolicznego już wymiaru, prawda?

Piękny gest ze strony papieża, który przecież przyjechał na wielkie wydarzenie i znalazł na to czas. To jest dowód jego naprawdę bardzo subtelnej wrażliwości.

(mn)