Łódzki sąd zdecydował, że mężczyzna podejrzany o zabójstwo swojej żony oraz dwójki swoich dzieci trafi na trzy miesiące do aresztu - dowiedziała się reporterka RMF FM Agnieszka Wyderka. Wczoraj prokuratorzy postawili Mariuszowi M. zarzut zamordowania żony i dwojga dzieci. Grozi za to kara dożywotniego więzienia.

Mariusz M. przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Biegli uznali, że 34-latek może przebywać w szpitalu więziennym, chociaż wcześniej lekarze prowadzący nie pozwolili prokuraturze przesłuchać mężczyzny. Śledczy uznali jednak, że mają wystarczające dowody, aby przedstawić mu zarzuty. Są to m.in. protokoły z miejsca zbrodni i zeznania świadków.

Co więcej prokuratorzy nie rezygnują. Będziemy chcieli przesłuchać Mariusza M., najszybciej jak to będzie możliwe - powiedział mi Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi. Być może przesłuchanie da odpowiedź na pytanie, dlaczego doszło do rodzinnego dramatu.

Rodzinny dramat rozegrał się w nocy z czwartku na piątek. 9-letnia dziewczynka, 14-letni chłopiec i ich 35-letnia matka zginęli we śnie od ciosów nożem i siekierą. Ciała znaleźli policjanci, zaalarmowani przez znajomą rodziny. Kobietę zaniepokoiło to, że żaden z domowników feralnego ranka nie wychodził z domu.

W mieszkaniu zatrzymano 34-letniego mężczyznę - męża i ojca. Wszystko wskazuje na to, że usiłował odebrać sobie życie: miał rany cięte na nadgarstkach. Był przytomny. Trafił do szpitala. Mężczyzna od kilku lat miał leczyć się z depresji.

Na miejscu zabezpieczono siekierę, która prawdopodobnie była narzędziem zbrodni.

Na razie nie wiadomo, co było przyczyną tragedii. Według sąsiadów, była to "spokojna, zupełnie normalna, przeciętna rodzina". Oboje rodziców pracowało.

W związku z tragedią od rana w szkole podstawowej i gimnazjum, do których uczęszczały zamordowane dzieci, pojawili się psychologowie, którzy rozmawiają z uczniami.