"Poprzednia ekipa rozstroiła Michałów totalnie" - tak o stadninie, której przez 19 lat był dyrektorem, mówi RMF FM Jerzy Białobok. Trzy lata temu, 19 lutego 2016 roku został zwolniony. Razem z nim, tego samego dnia pracę stracili: dyrektor stadniny w Janowie Podlaskim Marek Trela i główny specjalista do spraw hodowli koni arabskich w Agencji Nieruchomości Rolnych Anna Stojanowska.

Według Białoboka, który - przypominam - cztery razy był najlepszym z najlepszych na świecie, Hodowcą Roku cztery razy odbierającym nagrody w Paryżu - polska hodowla koni arabskich znalazła się w ruinie, słychać ostatni dzwonek na ostatni pociąg, który częściowo już odjechał. Jego zdaniem być może nawet 5 lat zajmie polskiej hodowli powrót do cen, jakie osiągały araby z Janowa czy Michałowa przed rokiem 2016. Jednocześnie Jerzy Białobok przekonuje - problem koni w tej chwili jest problemem wtórnym. Pierwotnym problemem jest to, że nie ma ludzi, którzy mogą i mają w hodowli koni pracować.

Tomasz Staniszewski: 19 lutego 2016 roku. Czym ta data jest dla pana?

Jerzy Białobok: Ta data na pewno wryła się w moją pamięć, bo tego dnia straciłem pracę - ale nie to było najważniejsze. Najważniejsze było to, że utraciłem wiarę w to, że można coś robić - dla państwa, dla hodowli państwowej. Wydawało mi się, że potrafimy to w zespole robić całkiem nieźle. Udało się wyhodować nie tylko wspaniałe konie, ale również wychować i zgromadzić wokół tego grupę entuzjastów, ludzi temu oddanych, co nie jest łatwe w dzisiejszych czasach i ta utrata wiary była w jakiś sposób o wiele bardziej przykra niż utrata pracy. Tym bardziej, że od razu czułem czyja ręka za tym stoi - a właściwie o tak zwanych dowodach, czyli powodach oficjalnych dowiedzieliśmy po paru dniach, po tygodniu z prasy i one były dosyć enigmatyczne i takie wyssane z palca i nie znalazły potwierdzenia w późniejszych latach...

Trzy tygodnie po tym, jak zostaliście odwołani, na specjalnej konferencji prasowej usłyszeliśmy, że hodowla koni arabskich staje pod znakiem zapytania, a ludzie za to odpowiedzialni zostali wyrzuceni z pracy - ale formalnie wszystkie zarzuty wobec was zostały obalone?

Zostały obalone. A późniejsze kontrole, które były wewnętrznymi kontrolami Agencji Nieruchomości Rolnych albo firmy wynajętej, badającej podmioty mające kontakt z rynkami zagranicznymi, to sprawozdanie firmy BDO było również w jakiś sposób pozytywne, nie dopatrzono się tam żadnych nieścisłości czy nieprawidłowości...

Nie do końca pogodzeni, nie zgadzając się z zarzutami, które wam zostały postawione - trzy lata mijają - nie ma ludzi w Agencji Nieruchomości Rolnych, którzy was wyrzucali, nie ma ANR - jest Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa. Nie ma człowieka, który firmował te zmiany, czyli ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela - jest Jan Krzysztof Ardanowski. Pan i pani Anna Stojanowska wchodzicie do Rady do spraw Hodowli Koni przy Ministrze Rolnictwa. Jaki był powód tej decyzji?

Dosyć prozaiczny i prosty - po długich dywagacjach doszliśmy do wniosku, że najłatwiejszą rzeczą jest krytykować, mówić, że wszystko co po nas było źle. W związku z tym, że ludzie z zewnątrz Europy, świata, chętnie korzystają z naszej wiedzy, nieuczciwe wobec kraju byłoby to, gdybyśmy odmówili pracy konsultacyjnej przy tej radzie. Tym bardziej, że ta rada zapowiadała się jako twór nieduży - sześcioosobowy, czyli taki, który może cokolwiek zrobić i ludzie, którzy w tej radzie zasiedli byli mi znani w środowisku końskim od lat. Z drugiej strony zdawaliśmy sobie sprawę, że jest to typowy pijarowski zabieg, mówiący o chęci dobrej woli, naprawienia wszystkiego, zaczęcia od nowa, gruba kreska, teraz wszystko będzie wspaniale... Myśmy do tego podchodzili bardzo sceptycznie i ciągle do tego podchodzimy, bo mimo wszystko uważam, że ta rada jest bardziej fasadowa niż skuteczna... Ona, powiedzmy, ustala pewne rzeczy, które były dawniej załatwiane na poziomie dyrektorów stadnin przy współpracy inspektora do spraw hodowli koni i to z reguły była krótka rozmowa telefoniczna. Bo my mówimy o rzeczach technicznych i prozaicznie prostych, a tu trzeba przede wszystkim się zastanowić nad tym, jaką drogą ma iść polska hodowla koni. Dzisiaj problem koni jest problemem wtórnym, pierwotnym problemem jest to, że kompletnie na ma ludzi, którzy mogą i mają w tej hodowli pracować. Nie ma ludzi na średnim szczeblu inżynieryjno-technicznym i nie ma ludzi, którzy mogliby być hodowcami i dyrektorami stadnin, aby im zapewnić nowe otwarcie czy większą aktywność na rynkach krajowych i zagranicznych. Tych ludzi zostało paru i nikt się do tego nie garnie.

Jak się hoduje konie, to trzeba przebywać głównie w stajniach - jeżeli masztalerze wiedzą więcej na temat koni i ich dobrostanu niż ci, którzy ich nadzorują,  to ta droga prowadzi donikąd - mówi Jerzy Białobok. Dlaczego jego zdaniem poprzednia ekipa rozstroiła Michałów totalnie? Dlaczego nie potrafiła podejmować decyzji?

Czy o kondycji obu stadnin Janowa i pana Michałowa dowiedzieliście się na posiedzeniach Rady do Spraw Hodowli Koni przy ministrze rolnictwa?

Tam padały rzeczy w jakiś sposób ogólne, dostaliśmy materiały nie za rok 2018, ale 2017, bo tamte nie były jeszcze gotowe, więc tego się nie dowiedzieliśmy. Tak samo - o co mam duży żal - przedostatnie spotkanie było organizowane w Janowie i kiedy przyjmował nas dyrektor Janowa w listopadzie 2018 roku, nie powiedział nam ani słowa, że parę miesięcy temu złożył wniosek o to, że traci płynność finansową. Wszystko mówił, że jest świetnie, doskonale. Mówiliśmy o organizacji aukcji i tak dalej, on się unosił z pychy w powietrzu, a później dzięki działalności dziennikarskiej wybuchła ta afera z tym, że Janów traci płynność...

Dla mnie największym skandalem poprzedniej ekipy było to, że konie dzierżawione były bez podpisanych umów, na słowo. Gdybym ja w ten sposób prowadził stadninę, dawno już siedziałbym w więzieniu. Nie można dobra państwowego dzierżawić na słowo - później na gwałt podpisywano i antydatowano te dokumenty. Szczyt niekompetencji a z drugiej strony brak nadzoru KOWR-u - mówi Jerzy Białobok.

Jak reklamowano konie przed aukcjami za czasów, gdy był dyrektorem, jak rywalizował z Markiem Trelą i jak potem współpracował przy układaniu listy na aukcje Pride of Poland? Jaka będzie ta jubileuszowa 50. w roku 2019? Kto ją przygotowuje i co czeka polskie stadniny?

Według Jerzego Białoboka nie ma w tej chwili wizji, jak z Pride of Poland wrócić na rynek z poziomem cen sprzed trzech lat. Jego zdaniem, w tej chwili trzeba znacznie zejść z poziomu cen, by sprzedaż znów ruszyła. Być może zajmie to nawet 5 lat, by osiągnąć ceny, jakie osiągały araby z Janowa czy Michałowa przed rokiem 2016.

Opracowanie: