Razem czy osobno? Raczej osobno. Mowa o SLD i kojarzonych z nim związkach zawodowych. Jeszcze całkiem niedawno OPZZ i ZNP cieszyły się - i to z wzajemnością - dużym zaufaniem SLD. Teraz nie jest tak różowo.

Czasy, gdy szef OPZZ stał jako poseł na czele SLD-owskiej krucjaty przeciwko obniżeniu podatków i zasypywał – ku uciesze klubowych kolegów – Sejm tonami swych poprawek, należą do bezpowrotnej przeszłości.

Dziś ten sam Maciej Manicki wiedzie przed Kancelarię Premiera wielotysięczne manifestacje, deklarując, że nie da się pogodzić udziału związkowców w koalicji, szczególnie rządzącej. Manicki nie widzi możliwości zbliżenia OPZZ i SLD nawet, jeśli partia Millera przejdzie za dwa lata do opozycji.

O mniejszej sympatii do SLD mówi też szef ZNP, Sławomir Broniarz. Ten, który deklarował niegdyś, że jego związek jest dla lewicy cenną panną na wydaniu, teraz o kontaktach z lewicą mówi: Te nożyce delikatnie się rozwierają. (...) Mimo wszystko nadal do Sojuszu Lewicy Demokratycznej będzie nam najbliżej.

A jeśli SLD przejdzie do opozycji, to nawet bardzo blisko, bo o ile z Sojuszem rządzącym i przebąkującym o cięciach socjalnych związkom nie po drodze, to Sojuszowi żądającemu od władzy pieniędzy dla emerytów, rencistów, nauczycieli i pielęgniarek, związkowcy znów pewnie chętnie padną w ramiona.

07:00