Przed 35 laty partia Baas i jej lider Saddama Husajna przejęli władzę w Iraku. Dlatego też dowództwo amerykańskie postawiło żołnierzy w stan najwyższej gotowości, by planowane na dziś manifestacje nie wymknęły się spod kontroli. Nad Bagdadem regularnie latają patrolowe helikoptery.

Tylko wczoraj w kolejnych atakach na Amerykanów zginął jeden żołnierz, a dwóch zostało rannych. Jednocześnie rakieta typu ziemia-powietrze chybiła celu, jakim był lądujący na lotnisku Bagdadzie amerykański samolot wojskowy.

W sumie – od marca, czyli od rozpoczęcia działań wojennych w Iraku - w atakach zginęło 147 żołnierzy USA. Dokładnie tyle samo, ile zginęło w czasie poprzedniej wojny w Zatoce Perskiej, w 1991 roku.

Tymczasem nowy dowódca wojsk USA gen. John Abizaid nie wyklucza zwiększenia sił amerykańskich w Iraku, jeśli sytuacja w Iraku stanie się groźniejsza. Według generała w najbliższym czasie zostanie jednak utrzymany obecny stan wojsk - 140 tys. Amerykanów i 13 tys. żołnierzy sił koalicyjnych. Stacjonujący w Iraku żołnierze będą też musieli pozostać tam dłużej, niż początkowo planowano.

Równocześnie gen. Abizaid skrytykował żołnierzy, którzy w mediach amerykańskich coraz częściej dają wyraz swej frustracji z powodu przedłużającej się misji w Iraku. Lekceważące uwagi na temat prezydenta Busha i ministra obrony Rumsfelda - podkreślił - uchybiają honorowi żołnierza. Zaznaczył jednak, że wyciągnięcie konsekwencji dyscyplinarnych należy do dowódców.

08:45