Bielski sąd okręgowy zmienił wyrok I instancji w sprawie rodziców, którzy wiosną zostali skazani za nieumyślne spowodowanie śmierci w pożarze swoich synów – 2-letniego Patryka i 11-miesięcznego Krystiana. Skazał ich na 4 lata więzienia.

Bielski sąd okręgowy zmienił wyrok I instancji w sprawie rodziców, którzy wiosną zostali skazani za nieumyślne spowodowanie śmierci w pożarze swoich synów – 2-letniego Patryka i 11-miesięcznego Krystiana. Skazał ich na 4 lata więzienia.
Ogłoszenie wyroku /Andrzej Grygiel /PAP

Wcześniej sąd rejonowy w Żywcu wymierzył rodzicom karę 3 lat więzienia. Od wyroku odwołali się zarówno oskarżeni, jak i prokuratorzy, którzy domagali się kary wyższej o dwa lata.

Wyrok jest prawomocny. Stronom przysługuje kasacja do Sądu Najwyższego.

Ogień w drewnianym domu, w którym mieszkała rodzina, wybuchł w nocy z 1 na 2 lipca ub. roku w Rajczy. Dym obudził ojca, który zaczął krzyczeć i uciekać. To obudziło matkę, która wybiegła z domu z 4-letnim Oskarem. W domu pozostali Patryk i Krystian. Ojciec próbował po nich wrócić, ale siła ognia była zbyt duża. Dzieci zmarły w wyniku zatrucia dymem. Rodzice byli pod wpływem alkoholu, mieli we krwi niemal 3 promile. 

Sędzia: Rodzice zawiedli, dzieci zostały pozostawione bez szans

Podczas apelacji sędzia Anna Kuboszek-Roman uzasadniając poniedziałkowy wyrok wskazała, że oskarżeni mieli możliwość bezpiecznego wyprowadzenia wszystkich synów z budynku. Oskarżeni opuścili dom bezpiecznie. Nie odnieśli żadnych obrażeń ciała. Nie odniósł ich także małoletni Oskar. To najlepiej dowodzi, jaki był etap rozprzestrzeniania się pożaru w domu, i jakie były możliwości bezpiecznego wyprowadzenia pozostałych dzieci, (...) które spały zresztą w tym samym pokoju, co matka i Oskar. W ocenie sądu, nie istniały żadne przeszkody, aby oskarżona wyprowadziła także pozostałe dzieci - mówiła sędzia.

Sędzia zwróciła uwagę, że Oskar opuścił budynek na własnych nogach. Oskarżona miała zatem możliwość wziąć pozostałe dzieci na ręce - podkreśliła.

Zdaniem sądu, gdyby rodzice po wyjściu z budynku natychmiast do niego wrócili po pozostałych synów, wciąż byłaby szansa na ich uratowanie. To była kwestia przebiegnięcia maksymalnie kilkunastu metrów na parterze. (...) Sąd uznał, że oskarżeni mogli bezpiecznie wyprowadzić dzieci - powiedziała Kuboszek-Roman.

Sąd uznał karę wymierzoną w I instancji za zbyt łagodną. Jak wyjaśniła Kuboszek-Roman, "przecenione zostały okoliczności łagodzące, a obciążającym nie nadano odpowiedniego znaczenia".

Okolicznością obciążającą są przede wszystkim skutki: śmierć dzieci, które samodzielnie nie mogły opuścić budynku i były całkowicie zdane na opiekę rodziców. Oni zawiedli. Dzieci zostały pozostawione bez szans. To zadecydowało o karze. Sąd I instancji zwrócił uwagę na znaczny stopień nietrzeźwości oskarżonych. Zważywszy, że pod ich opieką przebywała trójka dzieci, z czego najstarsze miało 4 lata, była to okoliczność niedoceniona przez sąd przy kształtowaniu rozstrzygnięcia o karze. Oskarżony był też w przeszłości karany - mówiła Anna Kuboszek-Roman.

Sąd nie zastosował jednak najwyższej kary, gdyż dopatrzył się okoliczności łagodzących. Oskarżony starał się jednak wrócić do palącego się już budynku po synów; starano się sprowadzić pomoc - dodała sędzia.

Prokurator Piotr Sowa, który był na sali rozpraw, w poniedziałek nie wypowiedział się na temat wyroku i ewentualnej kasacji. Prawdopodobne jest natomiast, że skorzystają z niej rodzice. Obrona zwróci się o sporządzenie pisemnego uzasadnienia wyroku i (...) po konsultacji z oskarżonymi podejmie decyzję, czy składać kasację - powiedział obrońca Przemysław Nowak. Jego zdaniem, zdarzenie było nieszczęśliwym wypadkiem, a oskarżeni nie powinni odpowiadać karnie.

(mpw)