Pierwszy w Polsce "Panel Obywatelski", jeszcze w tym roku, chce zorganizować Gdańsk. To forma wiążących konsultacji społecznych, popularna choćby w USA czy Australii. Tematem w Gdańsku mają być zmiany klimatu i walka z miejskimi powodziami. Pomysłodawcą panelu jest dr Marcin Gerwin, specjalista ds. partycypacji i zrównoważonego rozwoju. O idei spotkania rozmawiał z nim reporter RMF FM Kuba Kaługa.

Kuba Kaługa: Kilka lat temu był pan jednym z prekursorów budżetu obywatelskiego w Polsce.  To się działo w Sopocie akurat. Pamiętam, że niektórzy patrzyli z niedowierzaniem, krzywili się, mówili, że to nie może się udać. Dziś tak zwany budżet partycypacyjny mamy w ponad 250 miastach w Polsce. Panel obywatelski ma zyskać podobną popularność?

Marcin Gerwin: Bardzo by mi zależało, żeby z Gdańska poszedł taki pozytywny przykład. Przede wszystkim panel obywatelski służy do rozwiązywania tych najtrudniejszych, najbardziej kontrowersyjnych kwestii. Wtedy się go opłaca zorganizować.

Na przykład jakich?

W Gdańsku na przykład to jest to jak sobie radzić z powodzią. Ale to mogą być również podwyżki czynszów. To może być kwestie choćby wybudowania drogi, która będzie przecinać miasto czy postawienia wieżowca.

To inna forma konsultacji społecznych?

Zdecydowanie inna. Trzy podstawowe elementy są. Rozmawiamy z losowo wyłonioną grupą. Grupą która jest reprezentatywna pod względem struktury demograficznej. I co jest bardzo ważne - zakładamy, że panel obywatelski ma realny wpływ. Tak samo jak budżet obywatelski. Istotą budżetu obywatelskiego jest to, że projekty, które zostały wybrane przez mieszkańców są realizowane. To samo założenie powinno przyświecać panelowi obywatelskiemu. Więc to nie są konsultacje społeczne.

Czyli jednak coś więcej?

To jest forma demokracji.

Jak wybrać tę "losową grupę"?

W Gdańsku zakładamy, że punktem wyjścia jest dla nas rejestr wyborców. Czyli każda osoba, która jest zameldowana na stałe lub dopisała się do rejestru wyborców, może zostać wylosowana i otrzymać zaproszenie do udziału w panelu obywatelskim. Tych zaproszeń wysyła się powiedzmy 100 razy więcej, niż jest miejsc realnie w panelu. Później się czeka na to ile osób odpowie.

Czyli trzeba "z górką" powysyłać.

Z dużą górką. Żeby mieć pewność, że wystarczająco dużo grupa się zgłosi, żeby móc ich wylosować później. Z tej grupy osób, która się zarejestrowała dokonuje się ostatecznego losowania, z uwzględnieniem wszystkich, założonych kryteriów demograficznych. No i mamy wtedy na Gdańsk 63 osoby, z czego większość to są kobiety, osoby w różnym wieku i z różnym wykształceniem.

Rozumiem, że można to porównać do badania opinii publicznej i szukania grupy reprezentatywnej.

Tak, choć ta grupa nie musi być tak duża. W badaniu socjologicznym zakłada się, że będzie to 500 lub 1000 osób. Do panelu obywatelskiego tak liczna grupa nie jest potrzebna. Przede wszystkim myśli się o tym, że to ma być grupa, która ma razem debatować. Bo istotą panelu obywatelskiego jest dyskusja.

Czyli pojawia nam się nagle losowo wybrana grupa mieszkańców, którzy mają ze sobą rozmawiać na poważne tematy. W Gdańsku mają to być zmiany klimatyczne i walka z lokalnymi potopieniami, miejskimi powodziami.   A oni mogą się na tym kompletnie nie znać przecież, skoro są losowo wybraną grupą. Skąd ma się wziąć jakaś merytoryczna zawartość w tej dyskusji?

Do każdego tematu przygotowuje się zespół osób, które wszystko od początku do końca w danej kwestii tłumaczą. I co jest istotne, to są eksperci każdej ze stron. Czyli jeżeli rozmawiamy na przykład o tym, czy wybudować jakąś drogę przez miasto to zapraszamy zarówno rowerzystów, zwolenników szerokich autostrad miejskich jak i mieszkańców, którzy żyją obok, wszystkie zainteresowane strony. Plus urbanistów oczywiście, specjalistów od projektowania dróg, żeby określić czy to ma sens. Założenie jest takie, że na koniec panelu jego uczestnicy, na dobrą sprawę, stają się ekspertami w danej kwestii. I dopiero wtedy przyjmują rekomendacje.

A jakie taka rekomendacja ma później znaczenie dla władz miasta? To jest umowne, czy tu są jakieś zasady?

Założenie powinno być takie, że decyzja jest wiążąca. Na samym początku prezydent i radni miejscy powinni ogłosić, że decyzje panelu zostaną przyjęte i wprowadzone w życie.  Bo to buduje odpowiedzialność u panelistów. Czyli celem jest to, żeby realnie rozwiązać jakiś problem. I od samego początku wszyscy wiedzą, że po to chodzimy na spotkanie panelu, żeby rekomendacje zostały wdrożone w życie. I to naprawdę buduje wśród uczestników poczucie odpowiedzialności.

Ale można sobie wyobrazić, że uczestnicy panelu podejmie decyzję niekorzystną z punktu widzenie władz miasta. Wtedy one się staną zakładnikami takiego panelu?

Trudno powiedzieć czy niekorzystną z punktu widzenia władz miasta...

Nie po myśli władz miasta, w tym sensie.

Może nie urzędu. Bo cały czas stałbym na stanowisku, że prawdzie władze miasta to są mieszkańcy i mieszkanki, że to jest ten prawdziwy suweren. Czyli z punktu widzenia prezydenta i radnych - pytamy suwerena jakie powinno być najkorzystniejsze rozstrzygnięcie. Oczywiście urząd miasta, prezydent ma swoje własne stanowisko w danej sprawie. I on również jest stroną, która przedstawia swoje stanowisko, jakie będą plusy, jakie minusy. Czyli jak najbardziej prezydent i radni przedstawiają panelowi swoją opinię w tej sprawie, ale rekomendacja panelu finalnie może być inna. I też prezydent powinien być gotowy na to, że rekomendacja panelu będzie czymś innym niż on zakładał.