Zadaniem francuskich policjantów jest nie dopuścić do kolejnego wybuchu zamieszek na tle rasowym - dokładnie rok po tym, jak fala protestów opanowała imigranckie przedmieścia francuskich miast.

Sygnał alarmowy przyszedł w środę wieczorem; w Nanterre, na zachodnich przedmieściach Paryża grupa młodych ludzi podpaliła autobus z 10 pasażerami. Na szczęście nikomu nic się nie stało. To co stało się w Nanterre wymaga naszej natychmiastowej odpowiedzi - mówił francuski premier Dominique de Villepin.

Przedsiębiorstwo komunikacji miejskiej zapowiada, że odtąd najniebezpieczniejsze osiedla będą omijane przez autobusy. Młodzieżowych gangów boja się również sami policjanci. Twierdzą, że jest ich za mało i grożą strajkiem.

Dokładnie rok temu dwóch nastolatków zginęło z powodu porażenia prądem, gdy uciekając przed policją schowali się w stacji transformatorowej. Młodzież z rodzin imigranckich uznała, że to funkcjonariusze odpowiadają za tę śmierć - setki osób wyległo na ulice - zaczęli demolować sklepy i urzędy oraz podpalać samochody