Wciąż nie ma porozumienia między domagającymi się podwyżek pielęgniarkami a dyrekcją szpitala w mazowieckim Wyszkowie. Zwołana w tej sprawie nadzwyczajna sesja rady powiatu zakończyła się fiaskiem. Protestujące pielęgniarki czują się lekceważone, bo szefowie placówki, w której pracują, nie chcą cofnąć wypowiedzeń z pracy dla ich koleżanek.

Sesja rady powiatu w sprawie konfliktu w szpitalu została nagle zamknięta, bo jak tłumaczy przewodniczący rady Jacek Bachański, nie było szans na osiągnięcie jakiegokolwiek porozumienia. Negocjacje zostały przerwane tuż po kilkuminutowej przerwie. W jej trakcie odbyła się narada szefów szpitala w sprawie jednego z postulatów pielęgniarek. Dotyczył on przywrócenia do pracy ich siedmiu koleżanek. Zostały one zwolnione dyscyplinarnie za udział w strajku. Dyrekcja szpitala cały czas uważa, że jest on nielegalny i w związku z tym decyzja o zwolnieniach jest uzasadniona.

Dyrektor szpitala w Wyszkowie Cecylia Domżała po zakończeniu nadzwyczajnej sesji rady powiatu nie chciała rozmawiać z dziennikarzami. W czasie dyskusji siedziałam tuż za panią dyrektor - relacjonuje jedna z protestujących pielęgniarek. Słyszałam jak mówiła pod nosem "Nie cofnę tych zwolnień, nie cofnę!". Czujemy się lekceważone, czujemy zawiść z jej strony. A przecież ona sama była kiedyś pielęgniarką - dodaje.

W czasie dzisiejszej sesji pojawił się pomysł, żeby mediatorem między dyrekcją szpitala a strajkującymi został burmistrz Wyszkowa. Na razie nie wiadomo jednak, czy do takich mediacji w ogóle dojdzie. Do Wyszkowa przyjechały dziś między innymi pielęgniarki z Pułtuska i Gdyni, które wspierają swoje koleżanki. Gesty solidarności protestujące dostają też od mieszkańców miasta.

W tej chwili w Wyszkowie protestuje 136 pielęgniarek. Kilka pracownic szpitala nie przystąpiło do strajku.

Główne żądania dotyczą między innymi podwyżek i lepszych warunków na nocnych i świątecznych dyżurach.

(mpw)