Wciąż nie działa stacja warszawskiego metra Politechnika. Po południu doszło tam do pożaru, w wyniku którego trzeba było ewakuować 700 osób. Sześcioro pasażerów i trzech policjantów podtruło się kłębami toksycznego dymu.

O kłopotach technicznych, jakie pojawiły się już na stacji Centrum mówią wszyscy, którzy byli w pociągu. Janusz Hejżyk opowiada też o "potwornej eksplozji ognia", która wstrząsnęła składem w połowie drogi do stacji Politechnika. Byłem może trzy metro od miejsca, kiedy nastąpiła ta eksplozja. I przy mnie po prostu trzy osoby zemdlały. Była taka potworna panika, że ludzie się nawzajem tratowali - powiedział Hejżyk.

Świadek podkreśla przytomne zachowanie maszynisty, który kierował błądzących po omacku w gryzącym białym dymie do przodu składu. Część z nich chciała otwierać drzwi w biegu.

Początkowo pociąg zatrzymał się tuż przed stacją przy peronie technologicznym. Tam część pasażerów odblokowała drzwi i wysiadła. Następnie pociąg wjechał już na peron i tam pozostała część pasażerów została z pociągu ewakuowana.

"Było mnóstwo żrącego dymu"

"Był jeden wielki wybuch, potem niesamowity swąd dymu" - relacjonowała pasażerka pociągu metra, który uległ awarii i zapalił się na stacji Politechnika. Było mnóstwo żrącego dymu - dodał ktoś inny.

W wyniku podtrucia dymem ucierpiało sześcioro pasażerów i 3 policjantów, pomagających przy ewakuacji pociągu.

Pociągi

metra jeżdżą w tej chwili ze stacji Kabaty do stacji Wilanowska i ze

stacji Młociny do stacji Centrum oraz wahadłowo na odcinku

Wilanowska-Centrum z pominięciem stacji Politechnika.

(jad)