Szczęśliwy finał obu akcji ratunkowych w Tatrach. Ratownicy po kilkunastu godzinach przedzierania się przez zaspy dotarli do czwórki turystów, którzy utknęli na Suchych Czubach Kondrackich. Natomiast Litwin, który wezwał pomocy znad Zmarzłego Stawu, jest już w pobliżu schroniska.

Pierwsze wezwanie ratownicy otrzymali wczoraj o godz. 19:50. Bliscy czterech turystów poinformowali, że ich krewni potrzebują pomocy w rejonie Suchych Czub Kondrackich. 

Z powodu zagrożenia pierwsza grupa ratowników zawróciła

Z centrali TOPR wyruszyła późnym wieczorem 15-osobowa grupa ratowników. Musieli się jednak wycofać z powodu niezwykle trudnych warunków. Wiatr dochodzący do 90 km/h i silne opady śniegu powodowały bardzo duże zagrożenie lawinowe. W nocy trzeba było ogłosić jego trzeci stopień.

Ratownicy, którzy szli w nocy, byli kilkaset metrów od nich, natomiast w tych warunkach wchodzenie byłoby olbrzymim ryzykiem, graniczącym niemal z pewnym wypadkiem. W związku z tym zostało to przełożone - podkreślał nad ranem w rozmowie z dziennikarką RMF FM ratownik dyżurny TOPR Tomasz Wojciechowski.

Za dnia, kiedy lepiej widać, kiedy łatwiej ocenić pewne zagrożenia, zwłaszcza te zagrożenia lawinowe, będą próbowali ponownie dojść do tych osób, które potrzebują pomocy - dodawał Wojciechowski.

Rano udało się nawiązać kontakt z turystami

Tuż przed godz. 8 ratownikom TOPR-u udało się nawiązać bezpośredni kontakt z turystami - informował reporter RMF FM Maciej Pałahicki. Są cali i zdrowi. Wyszła po nich kolejna, 16-osobowa grupa ratowników. Ok. godz. 11:30 udało się dotrzeć do turystów.

Cała czwórka jest w dobrym stanie. Prawdopodobnie noc przetrwali w wykopanej jamie śnieżnej. Rano z niej wyszli i złapali sygnał telefonii komórkowej, dzięki któremu nawiązali łączność z ratownikami. 

Bardzo trudne było przebicie się przez ostatnie 150 metrów. Na grani są głębokie zaspy i jest tak niebezpiecznie, że drogę trzeba ubezpieczać linami poręczowymi. 

W tym miejscu śniegu leży grubo ponad metr, a miejscami zaspy przekraczają dwa metry. 

Dopóki nie mieliśmy z nimi kontaktu telefonicznego, zakładaliśmy również, że będzie konieczność transportu czterech osób. Były też tam środki transportu. To byłoby bardzo poważne działanie, na szczęście nie było to konieczne. Wzięliśmy dla nich sprzęt związany z zagrożeniem lawinowym - czyli detektory, których oni nie mieli, a powinni mieć, wychodząc tak ambitnie. Wzięliśmy dla nich plecaki wypornościowe, czyli takie, które w razie spadania z lawiną dają większą szansę pozostania na powierzchni. Do tego mają dostarczone rakiety śnieżne, by nie zapadać się czasami po szyję - mówi naczelnik TOPR Jan Krzysztof. Sprowadzanie turystów w tak trudnych warunkach może potrwać kilka godzin.

Kolejnych trzech ratowników wyruszyło na pomoc litewskiemu turyście, który przed godz. 5 rano poinformował, że utknął w głębokim śniegu w rejonie Zmarzłego Stawu. Ratownicy dotarli do niego przed godz. 10. 

W Tatrach panują trudne warunki. Pada śnieg i wieje silny wiatr.