Mężczyzna, który podpalił się przed budynkiem kancelarii premiera, jest utrzymywany w stanie śpiączki farmakologicznej. Wciąż przebywa na oddziale intensywnej opieki medycznej stołecznego szpitala przy ul. Szaserów - ustalił reporter RMF FM Mariusz Piekarski.

Na razie lekarze nie są w stanie określić, kiedy mężczyzna może zostać wybudzony ze śpiączki. Mówią, że jego stan jest poważny, bo poparzenia objęły 60 procent ciała.

56-latek przebywa w sali intensywnego nadzoru, a jego parametry życiowe non stop analizuje pielęgniarka. Jest cały czas monitorowany, by niczego nie przeoczyć. Śpiączka ma przede wszystkim ulżyć mu w cierpieniu - mówi dr Piotr Dąbrowiecki z Wojskowego Instytutu Medycznego.

Lekarzom udało się skontaktować z rodziną mężczyzny i jeszcze dziś w szpitalu ma się pojawić jego syn.

Nie wiadomo, dlaczego zdecydował się na tak dramatyczny krok

Wciąż nie wiadomo, co pchnęło 56-latka do tak dramatycznego kroku. Lekarzom nie udało się z nim porozmawiać, zanim został wprowadzony w stan śpiączki.

Tuż po incydencie nasz reporter Krzysztof Zasada rozmawiał z jednym ze związkowców, którzy od kilku dni prowadzą w tym miejscu protest. Związkowiec twierdził, że desperat skarżył się na rząd. Miał powiedzieć, że został oszukany, że stracił mieszkanie. Przed siedzibą premiera spędził kilkadziesiąt minut, na koniec oblał się prawdopodobnie benzyną i podpalił zapalniczką.

Wiadomo, że desperat jest spoza Warszawy, pochodzi z województwa świętokrzyskiego. Według policji, nie zostawił żadnego listu, w którym wyjaśniłby motywy swojego działania.