"Nie ma w Polsce obrońców, którzy byliby w stanie fachowo prowadzić tak trudną sprawę" - twierdzą rodziny polskich żołnierzy aresztowanych w związku z atakiem na wioskę w Afganistanie. Liczą na pomoc prawników amerykańskich, a także na pośrednictwo amerykańskiej ambasady.

Ojciec jednego z aresztowanych żołnierzy wyraził żal, że ani MON, ani inna "państwowa albo wojskowa" instytucja nie zapewniła żołnierzom fachowej opieki prawnej. Stwierdził, że skoro ich bliscy pojechali do Afganistanu na polecenie swoich przełożonych, to teraz powinni móc liczyć na opiekę prawną, udzieloną przez specjalistów od tego typu spraw.

W tej chwili jest taka sytuacja, że to my, rodzice i najbliżsi aresztowanych żołnierzy, nie znając się na realiach prawniczych i nie dysponując pieniędzmi na adwokatów, musimy w ciągu kilku dni znaleźć obrońców - dodał.

Departament prawny MON tłumaczy, że w resorcie obrony narodowej nie można zatrudniać adwokatów, a zgodnie z przepisami kodeksu postępowania karnego tylko oni mogą być obrońcami w procesach.

Sąd Garnizonowy w Poznaniu zdecydował w ubiegłym tygodniu o aresztowaniu siedmiu żołnierzy zatrzymanych w związku z sierpniową akcją w Afganistanie, w której zginęli cywile. Sześciu żołnierzom prokuratura zarzuciła zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi od 12 lat więzienia do dożywocia. Jednemu postawiono natomiast zarzut ataku na niebroniony obiekt cywilny, co z kolei zagrożone jest karą do 25 lat więzienia.

Decyzję o zastosowaniu aresztu sąd uzasadnił obawą matactwa i grożącym podejrzanym