​W Janowie Podlaskim trwa doroczna aukcja koni arabskich Pride of Poland. To jeden z głównych punktów 38. Narodowego Pokazu Koni Arabskich Czystej Krwi. W poprzednich latach konie z pierwszej dziesiątki były sprzedawane za 100-200 tys. euro. W tym roku już 5 klaczy nie zostało sprzedanych, bo nie osiągnęły cen minimalnych. Pozostałe sprzedano za od 90 tys. do 160 tys. euro - informuje nasz reporter.

​W Janowie Podlaskim trwa doroczna aukcja koni arabskich Pride of Poland. To jeden z głównych punktów 38. Narodowego Pokazu Koni Arabskich Czystej Krwi. W poprzednich latach konie z pierwszej dziesiątki były sprzedawane za 100-200 tys. euro. W tym roku już 5 klaczy nie zostało sprzedanych, bo nie osiągnęły cen minimalnych. Pozostałe sprzedano za od 90 tys. do 160 tys. euro - informuje nasz reporter.
Klacz Emira /Wojciech Pacewicz /PAP

1 milion i 285 tys. euro - to wynik aukcji "Pride of Poland". Znacznie niższy od średniej z ostatnich lat, która - nie uwzględniających takich klaczy jak zeszłoroczna Pepita za 1,4 miliona euro - sięgała około dwóch milionów euro. Licytowanych w tym roku było łącznie 31 koni wyhodowanych w państwowych stadninach w Janowie Podlaskim, Michałowie i Białce, ale są też okazy z prywatnych ośrodków. Nowego właściciela nie znalazło aż 14 koni. 

Tegoroczna aukcja nie wygląda jednak zbyt dobrze dla organizatorów. Jak informuje nasz reporter Krzysztof Kot, połowa z pierwszej dziesiątki najlepszych koni nie została sprzedana. W poprzednich latach konie z pierwszej dziesiątki były sprzedawane za 100-200 tys. euro, a tymczasem już 5 klaczy nie zostało sprzedanych, bo nie osiągnęły cen minimalnych. Pozostałe sprzedano za od 90 tys. do 160 tys. euro.

Co chwilę słychać też komunikaty zachęcające do kupna. Prosimy o zachętę kupujących do licytacji. Ta klacz jest warta o wiele więcej - głosi jeden z nich.

Najbardziej zagadkowy przypadek dotyczy klaczy Emiry, która miała być gwiazdą tego pokazu. Została sprzedana na samym początku za 550 tys. euro. Na koniec aukcji okazało się, że wraca na ring i jest ponownie licytowana. Tym razem osiągnęła połowę tamtej ceny, czyli 225 tys. euro.

Nie wiadomo co dokładniej się stało. Pewnym jest, że organizatorzy zwyczajnie nie zauważyli, który z licytujących zakupił klacz. Sytuacja o tyle dziwna, że każdy przecież miał numerek, wydawany po wpłaceniu wadium, wpisywany na imienną listę. Ja nie mogę odpowiadać za tych dżentelmenów, którzy po ringu biegali. Ja nie widziałem tego numerka. Ja mogę to sprawdzić. Ja też byłem zaskoczony - powiedział Karol Tylenda, wiceprezes Agencji Nieruchomości Rolnych. 

Ponownie licytowana była również Al Jazzera, która miała być hitem aukcji. Przy pierwszej próbie nie znalazła nabywcy. Najwyraźniej nie osiągnęła ceny minimalnej, tzw. rezerwowej, założonej przez właściciela, czyli w tym przypadku - stadniny w Janowie Podlaskim. Te ceny nie są znane kupującym. Był chętny za 300 tys. euro, ale aukcjoner przez kilka minut zachęcał do oferty na 350 tys. Niestety, nie doczekał się. Powtórzona licytacja również zakończyła się fiaskiem. 

(az)