Ponad 100 mieszkańców Bełchatowa protestowało na ulicach miasta przeciwko likwidacji szkół i szkolnych stołówek. Protestujący nie zgadzają się także na podwyżki opłat za przedszkola i z brakiem dotacji do żłobków.

Bełchatowianie mieli ze sobą żółte transparenty, chustki i żółte kartoniki. W ten sposób chcieli zasygnalizować, że dają władzom miasta żółtą kartkę za, ich zdaniem, antyspołeczne i antyrodzinne decyzje.

Protestujący skandowali hasła: "Prezydencie, otwórz przyłbice i wyjdź do nas na ulicę! Prezydencie, pakuj walizki - koniec twój już bliski!". Po przedstawieniu swoich racji, mieszkańcy zostawili na taczkach przed Urzędem Miasta kukłę, która miała symbolizować urzędującego prezydenta Bełchatowa - Marka Chrzanowskiego. To głównie z jego decyzji mieszkańcy nie są zadowoleni. Sprzed urzędu manifestacja przeszła ulicą Kościuszki pod budynek prokuratury, a potem ulicą 1-go Maja do Komendy Powiatowej Policji.

Rodzice nie zgadzają się na podwyżki stawek za uczęszczanie dziecka do przedszkola i na likwidację dotacji dla żłobków. Nie akceptują także rezygnacji miasta z prowadzenia stołówek szkolnych. Teraz w szkołach jest catering, a cena obiadu wzrosła dwukrotnie. Protestujący twierdzą, że w tej sytuacji ponad pół tysiąca bełchatowskich rodzin, których nie stać na opłacenie szkolnych posiłków, musiało z nich zrezygnować.