75 lat temu (5 lub 6 sierpnia 1942 roku) Janusz Korczak, jego współpracowniczka Stefania Wilczyńska oraz 192 wychowanków Domu Sierot zostali wywiezieni do obozu zagłady w Treblince. Naoczny świadek tych wydarzeń Nachum Remba pisał: "Na czele pochodu szedł Korczak. Nie! Tego obrazu nigdy nie zapomnę. To nie był marsz do wagonów, to był zorganizowany, niemy protest przeciwko bandytyzmowi! (...) Były to pierwsze żydowskie szeregi, które szły na śmierć z godnością, ciskając barbarzyńcom spojrzenia pełne pogardy. (...) Gdy Niemcy zobaczyli Korczaka, pytali: Kim jest ten człowiek?". W ślad za nimi poszły dzieci z innych sierocińców i domów opieki, razem z opiekunami i wychowawcami.

Wielokrotnie opisywana i przedstawiana w filmach scena pochodu jest kwestionowana przez innych świadków. Inną relację przytacza Joanna Olczak-Ronikier, autorka wydanej w 2011 r. książki "Korczak. Próba biografii". "Naoczny świadek zapamiętał tę scenę tak: Korczak, bardzo już chory i wyczerpany, ledwie powłóczył nogami, dzieci, sparaliżowane przerażeniem, szły w całkowitej ciszy.

Prof. Jacek Leociak z Centrum Badań nad Zagładą Żydów PAN podkreśla: "uważam, że Janusz Korczak mógł nie dojechać żywy do Treblinki. Prawdopodobne - uwzględniając bardzo zły stan jego zdrowia - zmarł z wycieńczenia podczas morderczej podróży". Jak wyjaśnił, w kwietniu 1942 r. Korczak pisał do swojej wieloletniej współpracowniczki Natalii Zandowej przedstawiając swój stan zdrowia: "przyjść nie mogę, bo jestem stary, zmęczony, słaby i chory. (...) bolała głowa, bolały plecy i nogi, i ręce, i kaszel męczył, (...) zmęczyłem się, ale w nocy nie wypocząłem. Wiecie, jak źle jest, kiedy coś boli, kiedy z trudem człowiek wstaje i chodzi - kiedy mu zimno i ma dreszcze, i kaszle".

Profesor tłumaczył, że w "Pamiętniku" pedagog wracał do wspomnianych wątków, do zmęczenia, do mozołu ubierania się co rano, do trapiącego go kaszlu, złamanego zęba, który kaleczy język. Doktor Mordechaj Leński, który badał Korczaka w getcie, wspominał: "Był wychudzony, policzki miał pokryte czerwonymi plamami, oczy płonęły. Mówił szeptem, oddychał z trudem. Prześwietlenie ujawniło wodę w klatce piersiowej. Dr Korczak nie przejął się tym. Zapytał, do jakiego miejsca dochodzi wysięk. Gdy się dowiedział, że woda nie doszła jeszcze do czwartego żebra, machnął ręką".

"W każdym wagonie, który dojeżdżał do Treblinki były trupy"

W czerwcu 1942 r. Janusz Korczak poddał się operacji zaniedbanego wrzodu w okolicach łopatki. Stella Eliasbergowa wspominała, że miesiąc później był w bardzo złym stanie. Osłabione serce, nogi i stopy miał tak spuchnięte, że musiał kłaść się na parę godzin do łóżka - tłumaczyła.

Trzeba pamiętać, że (podróż) to była wielogodzinna gehenna jazdy w wagonie zapełnionym do niemożliwości, gdzie przebywało nawet 150 osób. Podłoga była wysypana niegaszonym wapnem, na którą ludzie załatwiali swoje potrzeby fizjologiczne. Wszystko się gotowało. W każdym wagonie, który dojeżdżał do Treblinki były trupy. Wielu ludzi próbowało się ratować, wyskakiwać z wagonów; część z nich zastrzelili strażnicy ukraińscy znajdujący się na dachach pociągów - mówi profesor Jacek Leociak.

Janusz Korczak (Henryk Goldszmit) - lekarz, działacz społeczny, wychowawca, pedagog - urodził się 22 lipca 1878 lub 1879 r. w Warszawie, w rodzinie żydowskiej. Od 1905 r. pracował w Szpitalu dla Dzieci im. Bersohnów i Baumanów w Warszawie, kierował Domem Sierot dla dzieci żydowskich, który istniał od 1912 do 1942 r. Współtworzył także Nasz Dom dla dzieci polskich. Swoje poglądy na temat pedagogiki zawarł przede wszystkim w dziełach "Jak kochać dziecko", "Prawo dziecka do szacunku" i "Momenty wychowawcze".

Wśród jego utworów skierowanych do dzieci najbardziej znane to: "Król Maciuś Pierwszy", "Król Maciuś na bezludnej wyspie", "Bankructwo małego Dżeka", "Kajtuś czarodziej" i "Kiedy znów będę mały".

Był autorem powieści o tematyce społecznej takich jak "Dzieci ulicy" czy "Dziecko salonu", a także innych utworów, m.in. "Koszałków opałków", "Sam na sam z Bogiem" oraz dramatów, z których zachował się tylko jeden: "Senat szaleńców", wystawiony w teatrze Ateneum przez Stefana Jaracza w 1931 r.

(ug)