Sposób prowadzenia śledztwa w sprawie śmierci Georgija Gongadze świadczy o braku demokracji na Ukrainie. To słowa żony ukraińskiego dziennikarza, która przyjechała do Warszawy. Myrosława Gongadze zarzuca ukraińskiej prokuraturze manipulowanie śledztwem. Twierdzi, że jej mąż był śledzony kilka miesięcy przed zaginięciem, a stali za tym ludzie z otoczenia prezydenta Leonida Kuczmy.

Do tej pory nie ma nawet pewności, czy odnalezione w lesie pod Kijowem zwłoki to zamordowany dziennikarz. Myrosława Gongadze zobaczyła je dopiero po trzech tygodniach, kiedy identyfikacja nie była już możliwa. Wątpliwości do kogo należy ciało nie mieli eksperci z Rosji, którzy je badali. Ich wynikom zaprzeczyła jednak kolejna ekspertyza wykonana miesiąc temu w Niemczech. Myrosława Gongadze podejrzewa, że w laboratoriach po prostu badano różne próbki. "Nie jestem w stanie uwierzyć w taki brak profesjonalizmu, a więc musi być inna przyczyna takiej sytuacji. Moim zdaniem prokuratura broni ludzi, którzy zostali oskarżeni" - powiedziała pani Gongadze reporterowi RMF FM Mikołajowi Jankowskiemu. Śledztwo w sprawie zaginięcia i śmierci Gongadze utknęło w martwym punkcie. Jeśli podejrzenia Myrosławy Gongadze sprawdzą się to prawda nieprędko ujrzy światło dzienne. W całej tej sprawie pewne jest tylko to, że Georgij Gongadze zaginął 16 października pod Kijowem, a miesiąc później odnaleziono zwłoki mężczyzny - z sygnetem i bransoletą należącymi do dziennikarza.

Tymczasem Ukraina zapowiedziała, że zwróci się do Stanów Zjednoczonych z prośbą o wydanie byłego ochroniarza prezydenta Leonida Kuczmy. Waszyngton przyznał azyl Mykoli Melnyczenko, który ujawnił taśmy, rzekomo nagrane w prezydenckim gabinecie. Z nagrań, które wywołały największy od ponad dziesięciu lat kryzys polityczny na Ukrainie wynika, że Kuczma osobiście zlecił zabójstwo opozycyjnego dziennikarza Georgija Gongadze. Kuczma zaprzecza i twierdzi, że taśmy zostały spreparowane. Oskarża także Melnyczenkę o zdradę i szpiegostwo.

07:35