Boimy się, czy w ogóle wrócimy do Polski – skarżą się polscy turyści, którzy wyjechali na wczasy na Ukrainę z biurem podróży z Tarnowskich Gór. Ich zdaniem, organizator nie wywiązał się z obietnic. Kierowniczka biura odpiera zarzuty.

Polacy wykupili w biurze Lux Travel 14-dniowy pobyt na Krymie. W podróż wyruszyli trzy dni temu. Z ich relacji wynika, że nie sprawdziły się zapewnienia organizatorów – turystów przywieziono do ośrodka, będącego jeszcze w trakcie budowy, położonego na północ od Sewastopola w miejscowości Kacza.

- Nasz pilot też niewiele wie, bo dysponuje tylko numerem do rezydenta. Nie wiedział nawet, dokąd zmierza wycieczka. Okazuje się, że sam rezydent też nie jest naszym rezydentem - tłumaczy jedna z turystek.

Polacy żalą się także, że pilot został wezwany pół godziny przed wyjazdem i nie mówi dobrze po polsku. Narzekają, że zejście do plaży jest niebezpieczne. - My się obawiamy o swoje bezpieczeństwo. O to, czy my w ogóle do Polski wrócimy - mówią turyści.

Ukraina rządzi się swoimi prawami, a opowieści turystów są nieprawdą – mówi Ewa Bąk, kierownik biura Lux Travel. - Turyści zapłacili 1600 złotych, z czego dla nas jest 1500 złotych - tłumaczy kierowniczka biura.

Dodaje, że nigdy nie było mówione, gdzie dokładnie jedzie wycieczka, a konkretny obiekt jest potwierdzany dopiero kilka dni przed wyjazdem. - Ja mam zdjęcia tego obiektu – wcale nie jest tak, jak ci ludzie opowiadają - zapewnia Ewa Bąk, która udostepniła nam zdjęcia ośrodka i ofertę biura.

Informacji turystów nie udało się zweryfikować w polskim konsulacie. W placówce w Kijowie, do którego dodzwonili się turyści, słuchawkę podniósł ochroniarz, który jednak nie był w stanie udzielić Polakom żadnej pomocy.