Trzy granatniki i alkohol zabezpieczyli śledczy w gabinecie generała Jarosława Szymczyka po eksplozji w tym pomieszczeniu. Reporter RMF FM Krzysztof Zasada zdobył nowe informacje w sprawie incydentu w Komendzie Głównej Policji z grudnia zeszłego roku.

Do tej pory mowa była o dwóch granatnikach, które z Ukrainy przywiózł komendant Jarosław Szymczyk. W śledztwie wyjaśniane jest, skąd w jego gabinecie znalazł się trzeci granatnik. Jedna z wersji mówi, że to pamiątka po poprzedniej wizycie w Ukrainie, do której miało dojść w połowie zeszłego roku. Wtedy szef policji miał dostać pustą tubę pomalowaną w kwiaty jako prezent.

Trzy butelki alkoholu znaleziono w pobliżu granatnika, który wystrzelił. Śledczy wyjaśniali, czy ktoś przed incydentem mógł pić alkohol. Z informacji, które uzyskał reporter RMF FM, wynika, że butelki były zamknięte i były prezentem od Ukraińców. Według oficjalnych oświadczeń wydanych po incydencie, komendant miał być trzeźwy po tym, jak trafił do szpitala. Informowano również, że w jego gabinecie w trakcie eksplozji nie było innych osób. 

Granat nie został wystrzelony w podłogę

Według ustaleń reportera RMF FM, w czasie incydentu w gabinecie Jarosława Szymczyka granat nie został wystrzelony w podłogę, a w sufit. Dokonał dużych szkód w gabinecie jednego z naczelników powyżej pokoju komendanta. Zniszczył krzesło i biurko, a potem z niewiadomych powodów nie przebił kolejnego sufitu, wpadł do szafy i nie eksplodował. 

Dziurę w podłodze gabinetu komendanta, widoczną na zdjęciach ujawnionych przez posła Koalicji Obywatelskiej Krzysztofa Brejzę, spowodował silnik napędu granatnika. Śledczy muszą wyjaśnić, czy wystrzał w górę mógł stanowić większe zagrożenie - m.in. dla osób z pobliskich bloków mieszkalnych.

Szpital dostał informację o eksplozji nieznanej przesyłki

Kolejny wątek wyjaśniany przez śledczych dotyczy sposobu poinformowania o incydencie szpitala MSWiA, do którego trafił komendant Szymczyk. Jego służby przekazały, że doszło do wybuchu nieznanej przesyłki. W tej sytuacji uruchomiono specjalne procedury. 

Do szpitala MSWiA wezwano strażackich chemików. Kazali oni zamknąć cały oddział, na który trafił generał, z powodu potencjalnego zagrożenia skażeniem. To sprawiło, że karetki przekierowano do innych stołecznych placówek. Badane jest m.in., czy to mogło narazić na niebezpieczeństwo zdrowie i życie pacjentów. 

Wiele pytań wzbudza też podawanie przez policję informacji po incydencie, że w komendzie doszło do katastrofy budowlanej. Najpierw powodem miał być śnieg na dachu lub tąpnięcie fundamentów, a w końcu powstała informacja o ukruszeniu się kawałka sufitu na parterze. 

Wątpliwości wzbudza też odstąpienie przez śledczych od przeszukania w domu generała Szymczyka. Zgodnie z procedurami, takie sprawdzenie powinno być przeprowadzone ze względu na bezpieczeństwo samego domownika, a także jego sąsiadów, gdyby okazało się, że część "prezentów z Ukrainy" trafiła do jego mieszkania.

Reakcja prokuratury na ustalenia RMF FM

Postępowanie obejmuje szereg wątków, ale dobro postępowania nie pozwala na podanie bardziej szczegółowych informacji - tak Prokuratura Regionalna w Warszawie odpowiada na pytania RMF FM o nowe informacje dotyczące incydentu z granatnikiem w gabinecie Jarosława Szymczyka. 

Śledztwo wciąż jest prowadzone w sprawie, co oznacza, że po 12 miesiącach nikt nie usłyszał zarzutów. Prokuratura ujawniła jedynie, że w postępowaniu zabezpieczono broń, która została przekazana biegłym z zakresu balistyki. 

Śledczy wciąż czekają na wyniki przeprowadzonych badań. "Decyzje co do zabezpieczonych dowodów rzeczowych zostaną podjęte na końcowym etapie śledztwa" - informują.

Jarosław Szymczyk nie komentuje nowych informacji RMF FM

Nowych informacji ws. incydentu w swoim gabinecie nie zamierza komentować generał Jarosław Szymczyk. Jak powiedział reporterowi RMF FM, jest związany tajemnicą prowadzonego wciąż postępowania.

Opracowanie: