Uniwersytet Jagielloński wprowadził nowy regulamin ograniczający czas studiów. Student ostatniego roku ma czas do końca września na oddanie pracy magisterskiej lub licencjackiej. Obrona pracy musi nastąpić w ciągu maksymalnie dwóch miesięcy. Każde spóźnienie będzie oznaczało powtórkę roku.

To rozwiązanie – moim zdaniem – ma sens. W Krakowie wyższych uczelni publicznych i prywatnych jest tak dużo, że nie jestem w stanie na poczekaniu wszystkich wymienić z pamięci. Walka o potencjalnego studenta jest więc olbrzymia. Uczelnie potrzebują wolnych sal wykładowych, nie zajętych wykładowców, miejsc w akademikach. A każdy przedłużający naukę student staje się obciążeniem dla Uniwersytetów i Akademii. Wygrywa – pogoń za dochodami i wolny akademicki rynek. Nikt jednak studentom nie zabrania studiowania do woli. Mogą przecież po zakończeniu jednego kierunku, zainteresować się kolejnym i jak tylko mają pieniądze i ochotę studiować do oporu.

A teraz trochę wspomnień. Byłem studentem w latach kiedy „wieczny student” nie był zjawiskiem nadprzyrodzonym a czymś tak codziennym jak zeszyt na wykładzie. W latach 90-tych bardzo trudno było się dostać na studia. Ciężkie egzaminy wstępny sprawiały, że gdy ktoś już trafił na uczelnie starał się jej trzymać jak najdłużej. Nie opłacało się szybko kończyć studiów z kilku powodów. Najważniejszy to wojsko. Kończysz studia lądujesz w wojsku. Bez sensu, nie po to uczysz się, żeby po 5-ciu latach nauki od razu trafiać z karabinem do błota. Szczególnie, że początek lat 90-tych był to schyłek Układu Warszawskiego. A człowiek nie po to walczył z komuną, żeby zaraz później słuchać rozkazów jakiegoś oficera politycznego rodem z Moskwy. Drugi powód to materialny. Mieszkanie… Kto w tamtych czasach miał swoje mieszkanie. Pozostawały tylko akademiki. Przepustką do nich były jednak studia. Studiujesz masz prawo do dachu nad głowa. Znałem wielu „wiecznych studentów”, którzy akademikach uwiły sobie gniazdko na 8-10 lat. W tym czasie założyli rodziny, urodziły im się dzieci. „Wieczni studenci” – tak naprawdę – nie mieli też czasu na studiowanie. Rozwijający się kapitalizm wciągał co bardziej zaradnych. Nie chodzili na zajęcia i egzaminy – bo handlowali wtedy wszystkim. Zakładali firmy, grali na giełdzie, wyjeżdżali za granicę. Legitymacja studencka dawała zniżki więc podróże były tańsze. Była też osobna grupa „wiecznych studentów”. Jedynym pomysłem na życie dla tych ludzi była „wieczna” impreza. Okupowali oni studenckie kluby, knajpy. Zaliczali „młode studentki” – egzaminy zostawiając na potem. Byli oni także pożyteczni dla pozostałych „normalnych” studentów. Znali wszystkie sekretarki i ich upodobania. Wiedzieli jak podejść każdą osobę aby coś szybko załatwić w dziekanacie lub rektoracie. Znali także profesorów. Ich zagrywki i humory. Dzięki tej wiedzy można było zdać nie jeden egzamin wykorzystując wcześniej zdobytą wiedze na temat „ulubionych” tematów profesorów.

Macie swoje wspomnienia związane z „wiecznymi studentami” ??? Podzielcie się ze mną. Piszcie na m.grzyb@rmf.fm