Taksówkarze w Pradze oszukiwali prezydenta miasta Pavla Bema, który przebrany za włoskiego turystę sprawdzał, czy to prawda, że kierowcy taksówek "naciągają" klientów, głównie obcokrajowców .

Jeden z taksówkarzy, z którym ucharakteryzowany na mówiącego po angielsku bogatego Włocha prezydent Bem jechał z rynku Starego Miasta na praski Zamek, włączył przy taksometrze tak zwane turbo, czyli urządzenie przyspieszające pracę licznika. Po trzech kilometrach jazdy na liczniku wyświetliło się 785 koron, czyli w przeliczeniu niemal 120 złotych. Według normalnej taryfy przejazd tej trasy kosztuje około 20 złotych.

Co więcej, na rachunek, o który poprosił "Włoch", kierowca taksówki wpisał nazwę nieistniejącej firmy i zmyślony numer telefonu. Inny taksówkarz, z którym ubrany w modne sportowe ubranie i, zmieniony przez doklejone wąsy i bródkę, Bem wracał z Zamku na staromiejski rynek, wyliczył poprawną opłatę za przejazd. Ale zapytany przez prezydenta o możliwość zapłaty rachunku w euro zażądał 10 euro, czyli ponad dwukrotnie więcej, niż wskazał taksometr.