Fragment okładki książki Elif Shafak „Araf” /Wydawnictwo Znak /RMF FM

Natrafiłem na bliski mi cytat w powieści tureckiej pisarki Elif Shafak pod tytułem "Araf" przetłumaczonej z angielskiego na język polski. W pierwszej scenie w amerykańskim Bostonie, w barze pod znaczącą nazwą "Roześmiana sroczka", spotykają się dwaj przyjaciele pochodzący z krajów muzułmańskich: Turek Ömer Özsipahioğlu  oraz Marokańczyk Abed. Pierwszy zwraca się do drugiego używając tureckiego idiomu: Masz pajęczy móżdżek. Po czym tłumaczy zdziwionemu towarzyszowi znaczenie tego zwrotu: To takie tureckie określenie na ludzi takich jak ty. Gdy ktoś jest strasznie zachowawczy, konserwatywny, staroświecki, tradycyjny ... mówimy, że ma pajęczy móżdżek. Marokańczyk nie daje za wygraną i stara się dokonać językowo-znaczeniowej analizy tego sformułowania.

I drąży temat. Czy to znaczy, że mam mózg wielkości pająka? Jakby powiedzieć: "Nie używałeś mózgu tak długo, że zarósł pajęczyną". Ale nawet wtedy, mówię ci, to się nie trzyma kupy, chyba żeby zamiast "pajęczy" powiedzieć "zarośnięty pajęczyną". Wziąłem te słowa do siebie, dlatego z uwagą czytałem, jak Abed próbuje wybrnąć z tej stygmatyzacji, jak stara się ją tak odwrócić, aby pejoratywne określenie straciło swą potępieńczą moc. Faktycznie mam pajęczy móżdżek. Tarantulowaty, czy coś w tym guście. Ale nie czuję się wcale urażony. W żadnym przypadku, bo z mojej perspektywy to znaczy dosłownie tyle, co pobożny. Ja jestem pobożnym, a ty zagubionym muzułmaninem. Bardzo spodobała mi się ta riposta i od razu starałem się przełożyć ten pajęczy turecki idiom na polską sieć znaczeniową. Oczywiście to nietrudne, bo napięcie pomiędzy "tradycjonalizmem" a "postępowością" jest zjawiskiem uniwersalnym i w każdej kulturze można je znaleźć.                            

Etykietowanie ludzi o takich poglądach i wrażliwości jak ja jest czymś powszechnym w polszczyźnie. Ileż to razy słyszałem i czytałem pod swoim adresem wyrazy takie jak: oszołom, obskurant, ciemniak, katol, bigot, faszysta, kołtun, ciemogrodzianin czy wstecznik. Nie mówiąc o popularnym politycznym "upupieniu" epitetem "pisior". Zwykle biorę na klatę te przezwiska, biorę je do siebie z całym dobrodziejstwem inwentarza. Jakoś potrafię dokonać ich pozytywnej przemiany. Na przykład semantyczna metamorfoza wyzwiska "oszołom" jest stosunkowo prosta, kiedy się wie, że ten słowny nabój w wojence ideologicznej pochodzi z arsenału mowy więziennej. Wygląda na to, że ci, którzy używają tego pojęcia, są więźniami ... swoich uprzedzeń, mimo że pozują na "tolerancjonistów". W słowniku "kminy" czyli języka "spod celi", "oszołom" to najgorsze określenie kogoś niezrównoważonego psychicznie. Są łagodniejsze słowa w "grypserze", na przykład "szajbus", "schizol" i "świr". W słowniku języka polskiego czytamy już inną definicję związaną właśnie z lewackim etykietowaniem takich ludzi jak ja. "Oszołom" w tym "postępowym" słowniku to "człowiek ślepo podporządkowany jakiejś idei i wierzący w nią bezgranicznie". Najczęściej chodzi o osobę, wierzącą w "teorie spiskowe" (kolejny wyraz lekceważenia w ustach ludzi "oświeconych", "racjonalnych", a tak naprawdę nieuznających  bardziej skomplikowanej wizji świata niż ich płaskie diagnozy).

Drugim wymienionym przeze mnie semantycznym stygmatem jest "obskurant". Słownikowa definicja mówi, że jest to osoba zacofana pod względem kulturalnym, przeciwna zmianom, nowym ideom i postępowi. Synonimem jest tu także słowo "ignorant", czyli ktoś, kto nie ma wiedzy i nie chce jej zdobyć. Jako "obskurant" staram się temu przeczyć w czynny sposób, po prostu zasięgając informacji na temat tego przezwiska, analizując je w sposób, o jakim nie śniło się nawet wielu "postępakom", używającym go często w sposób zupełnie nieprzemyślany, powtarzającym go absolutnie bezrefleksyjnie. Tym "papugom" staram się przypomnieć, że  rzeczownik "obskurant": pochodzi od łacińskiego czasownika "obscurare" czyli "zaciemniać". Cóż to takiego tu zaciemniam, moi najjaśniejsi państwo, skoro staram się rzucić więcej światła na wasze niejasne a "światłe" etykietki? Co to za wasza "iluminacja" miała by mnie spotkać, abym mógł dostąpić zaszczytu wstąpienia do waszego kręgu "oświeconych", loży żaru, od której bije rzekomo taki blask, że tacy ciemniacy jak niżej podpisany, muszą go zasłaniać żelaznymi żaluzjami? Ja w całej jaskrawości widzę, że ta mądrość to często zwykła złuda.       

Leksyka Salonu III RP często używa też jako synonimów słów "katol" i "moher". "Katol" to slangowe określenie osoby głęboko wierzącej. Na pierwszy rzut oka wygląda na zwykły skrót, ale nie, bo to jest zgrubienie czyli "augmentativum", będące oznaką pogardliwego stosunku do katolików. Brzmi podobnie jak "psychol". Odgrywa taką rolę jak semantyczna przemiana neutralnego "nosa" w oceniający negatywnie "nochal". Notabene tygodnik "Nie" - czyli szmatławiec niejakiego Jerzego Urbana, "Goebbelsa stanu wojennego" - zawsze używa skrótu "kościół kat.", tak aby kojarzyło się z "katem", czyli człowiekiem wykonującym wyroki śmierci. Pole skojarzeniowe jest tu jednoznaczne: Kościół Rzymski jest oprawcą i śmiertelnym zagrożeniem. Nie ma jednak takiego wyzwiska, którego nie można zaakceptować, zmieniając jego znaku z minusa na plus. Przykładem takiego językowego działania jest tytuł książki Tomasza Terlikowskiego - "Katol z Warszawy", wywiadu rzeki. Tu ten epitet przestaje być przekleństwem, tak jakby został egzorcyzmowany. Skutecznie?                  

Ale, ale ... a "moher"? To najpopularniejsze prawdopodobnie obraźliwe określenie, spopularyzowane z mównicy sejmowej przez byłego premiera Donalda Tuska ("moherowe berety"). A przecież źródłosłów jest bardzo, ale to bardzo pozytywny.  Wyraz "moher" wywodzi się z angielskiego "mohair" i oznacza wełnę z kóz angorskich. Uczeni spierają się o pochodzenie tego rzeczownika. Mnie najbardziej przypadła do gustu arabska  etymologia: "muchajjar" (ﻤﺨﻴّﺭ)  dosłownie znaczy "doborowy", "wyborny". Mielibyśmy zatem do czynienia z elitarną grupą, klasą mistrzowską, przykładną, w najlepszym gatunku. Widać więc, że "moher" to po prostu najwyższa polska kasta, wbrew temu, jak ją widzą zwolennicy "postępu" spod znaku "Agory".

Literackim cytatem otworzyłem swój esej, wrócę więc do literatury. Albowiem w książce Elif Shafak temat kulturowych etykietek i prób walki z nimi powraca w innej niż tu ukazałem, "lewackiej" odsłonie. Kiedy na wstępie zacytowałem męskich bohaterów powieści "Araf" ("Araf" po turecku znaczy "Czyściec"), teraz przeskoczę do kobiecych postaci, które są nośnikami tej "postępowości". Jedną z nich jest biseksualna pół-Żydówka o tajemniczym imieniu Sarpanitu, mająca - jak inni bohaterowie powieści - problemy z własną tożsamością: pół-Żydówka, ale ponieważ Żydem był ojciec, nie matka, Sarpanitu miała wątpliwości, kim w związku z tym jest. Widomym znakiem tożsamościowych dylematów jest między innymi właśnie imię bohaterki. Bogini Sarpanitu w mitologii babilońskiej była małżonką boga Marduka, patronką miasta Babilon, czczoną jako bogini ciąży i narodzin. Imiona ludzi i rzeczy w powieści Shafak odgrywają wielką i ukrytą rolę. Są dowodem na to, że los człowieka jest tajemnym wymiarem życia pośród materialnych rzeczy, które na co dzień wydaje się zbiorem nic nie znaczących epizodów. "Araf"- powieść, która na pozór wydaje się zwykłym socjologicznym obrazem zwyczajów panujących w grupie przyjaciół z różnych krajów, stanowiących przykład mikro-społeczności "multi-kulti"- tak naprawdę zawiera sporo sygnałów, że pod powierzchnią zdarzeń kryją się warstwy znaków i symboli. Fragmentem - moim zdaniem tłumaczącym tę przemyślną technikę  jest ten oto passus powieści: (...) każdy tekst można odczytać na więcej niż jednym poziomie, jak utrzymuje tradycja hermeneutyczna. Archiwa wyroczni świadczą w pełni o tym, że nawet dość banalne z pozoru twierdzenia mogą kryć w sobie znaczenia ezoteryczne. List Safii także miał cechę tak często spotykaną w świętych tekstach: Niechaj wtajemniczeni wyjaśnią to wtajemniczonym i niech nie wtajemniczeni nie mają wglądu! To prawda, list Safii wypełniały typowe błahostki, ten rodzaj treści, który tworzy zewnętrzną warstwę - zahiri. Jednakowoż sięgając głębiej, do wewnętrznych pokładów batini, przekazywał inny komunikat. To duża trudność ale i przyjemność dla uważnego czytelnika rozwiązywać te semantyczne zagadki. Kluczem interpretacyjnym, który otwiera "zamek imion" może być na przykład taki oto fragment opowieści: Historia religii to wyliczanka czczonych imion, a także świadectwo czci, jaką otaczano imiona. Żydzi podtrzymywali tajemną tradycję nadawania imion, zwłaszcza w chwili śmierci. Zmieniali imiona leżących na łożu śmierci, aby dać im szansę na drugie życie. Muzułmanie także przestrzegali tej tradycji zwłaszcza w chwili narodzin. To nie przypadek więc, że Sarpanitu nadaje sobie nowe imię mieszając litery w alfabetycznej zupie łyżką, która stała się dla niej metaforą osobowej zmienności, możliwości indywidualnej przemiany, twórczego mącenia w wywarze tożsamości,  kreatywnego naruszania personalnego status quo. (Zresztą jako symbol Gail nosiła prawdziwą łyżkę we włosach.) Gdy jej wirujące myśli w końcu się uspokoiły, wyjęła łyżkę, żeby sprawdzić, co wyłowiła. Znalazła w niej kombinację liter, które składały się na imię GAIL. To kolejna zagadka dla czytelnika, którą rozwiązałem na swój sposób. Przypuszczam, że z jednej strony Gail to po prostu samodzielne imię żeńskie, albo zdrobnienie od Abigail, które wywodzi się od hebrajskiego imienia אביגיל czyli Awigajil znaczącego "mój ojciec się uradował". A z drugiej strony "Gail" czyta się tak samo jak angielskie słowo "gale" co znaczy "wichura", "zawierucha". Pasuje to kolejnego motywu "Arafa".                                

Erudycyjne zabawy są bowiem charakterystyczną cechą twórczości tureckiej pisarki. Trzeba naprawdę bardzo uważnie czytać fabułę książki Elif Shafak. Motyw zawieruchy pojawia się na przykład w kolejnej opowieści o alfabetycznej zupie: Była to dziecięca zabawa, którą wymyśliły sobie z mamą. Bawiły się tak, bo dawno temu Bóg w niebie upichcił zupę alfabetową i odstawił ją do wystygnięcia w wielkiej wazie na kuchennym oknie. Wtedy jednak silny, bezczelny wiatr albo psotny zdeprawowany anioł, a może sam diabeł celowo bądź niechcący (poszczególne elementy tej historii ulegały zmianie w kolejnych wersjach) strącił misę na podłogę, czyli na niebo, wszystkie litery z zupy rozproszyły się po całym wszechświecie i nigdy już nie zostały zebrane razem. Litery były wszędzie, czekając tylko aż się je zauważy i podniesie, pragnąc, aby ułożono z nich słowa, które by z nich powstały, gdyby pozostały w rajskiej wazie. Widzimy więc, że nic w życiu nie jest stałe, oprócz samej zmiany. Ta filozofia jest w powieści Shafak rozciągnięta na cały świat: ludzi, zwierząt, rzeczy i idei. Przy czym kreacyjna rola człowieka polega na ciągłym nadawaniu imion, nieustannym nazywaniu rzeczy po imieniu, wciąż innym, zmiennym, czasowym, non stop ulegającym wymianie.                

Wróćmy do zmiany znaczeń, od której zacząłem swój tekst. W pierwszej jego części zająłem się idiomatycznym tureckim określeniem tradycjonalisty, aby "ten pajęczy mózg" przełożyć na nasze określenia i frazeologiczne związki, popularne przezwiska prawicowców w polszczyźnie. Jednak w powieści Elif Shafak czytamy też o intrygujących językowych manipulacjach dokonywanych przez lewicowców. To inna odsłona kreatywnej funkcji języka, dowód że słowa nie tylko nazywają, także po prostu potrafią tworzyć inną rzeczywistość. (Abstrahując od mistycznych, ezoterycznych aluzji obecnych w "Arafie", mogliby wiele na ten temat powiedzieć na przykład neurolingwiści.) Podczas akademickich spotkań feministki pod wodzą kochanki Gail - dziewczyny, która kazała na siebie wołać obydwoma własnymi imionami i nazwiskiem Debra Ellen Thompson- uprawiały strategię w skrócie zwaną UZ  czyli Umyślnym Zniekształceniem. Miała ona na celu wywrócenie do góry nogami patriarchalnych kodów językowych. Kierowniczka tej "feministycznej katedry" bardzo obrazowo określiła tę metodę: - Zagramy sobie w językowego squasha z patriarchatem - oświadczyła Debra Ellen Thompson- z własnej woli zamienimy się w piłki, które będą walić w patriarchalne jaja!  Co to za sposób? Jak go opisać bez wulgarnych metafor?                  

Akapit dalej czytamy takie wyjaśnienie: Cała strategia polegała na ostrzeliwaniu wroga jego własną amunicją. A że w tym wypadku amunicją były oszczerstwa, polegała na przejęciu mizoginicznych określeń, przez co przestawały być mizoginiczne czy w ogóle związane z kobietami. (...) Od tylu lat kobiety oskarża się, że są histeryczkami, atakuje za to i krytykuje, prawda? Histerię przyszło się uważać za synonim żeńskości. W odwecie część kobiet starała się dowieść, że nie mają z tą skłonnością nic wspólnego. Inne usiłowały wykazać, że mężczyźni też wpadają w histerię. Ani jedno, ani drugie w żaden sposób nam nie pomoże. Proponuję zamiast tego pogodzić się z każdym oskarżeniem wycelowanym w kobiety. Gdy same z własnej woli przyjmiemy wszelkie oszczerstwa patriarchatu, straci on zdolność obrażania nas. To teoria. A jak miałoby to wyglądać w życiu, to znaczy w codziennej praktyce?                    

Konsekwentna, wojująca feministka Debra Ellen Thompson, tak dosadnie tłumaczy tę ideologiczną zamianę znaczeń: Nie szukajcie schronienia ani ochrony, pozostańcie na swoich pozycjach. Więc jeśli was zwą zdzirami, nie próbujcie dowodzić swej czystości, nie odgrywajcie przed nimi dziewic. Każda dziewica jest powodem pojawienia się na ulicy jeszcze jednej kurwy. Ta druga jest jedynie konsekwencją tej pierwszej. Strategia UZ (Umyślnego Zniekształcenia - przyp. mój: B.Z.) obiera zupełnie inną drogę. Wyrywamy z włochatych łapsk patriarchatu obelżywe słowa i używamy ich pochlebczo zarówno wobec kobiet, jak i mężczyzn. Skonstruowałem swój esej na kanwie powieści Elif Shafak na zasadzie symetrii. Jednak od razu podkreślę, że to fałszywa symetria. Albowiem to nie tak, że akceptacja przezwiska "oszołom" czy "katol" przez konserwatystę jest tym samym co zamiana patriarchalnych epitetów przez wojujące językowo feministki.          

Ów semantyczny gest zasadniczo się według mnie różni. Aby tego dowieść zacytujmy kolejną egzemplifikację strategii Umyślnego Zniekształcenia. Debra Ellen Thompson precyzuje ją w rozmowie niepewnej swego rozumienia uczennicy. Gail-Sarpanitu pyta: - Mam używać obraźliwych słów w sensie pozytywnym? Jej mentorka wtedy odpowiada: - Zgadza się. A także używać patriarchalnych komplementów pejoratywnie. Niech słowo "dziwka" będzie komplementem, a "dziewica" obelgą. Tego taka "stara konserwa" jak ja nigdy by nie lansowała. To, że uznałem za pozytywną identyfikację takie negatywne określenie siebie jak "katol" nie znaczy bowiem, że za pejoratywne słowo będę traktował tradycyjny rzeczownik "katolik". To lewacka technologia podmiany znaczeń, wielkiej roszady semantycznej, ma na celu takie rewolucyjne wywrócenie świata na opak. To rodzaj językowej karnawalizacji. Przypomnę, że według rosyjskiego filozofa Michaiła Bachtina polega ona na  zakwestionowaniu normalnie rządzących światem praw i oficjalnych hierarchii. Objawia się zmieszaniem wysokiego z niskim, powagi ze śmiechem, góry z dołem. Konserwatysta nie stawia przed sobą takich celów. Jego Madonna nigdy nie sięgnie dna, a dziwka nie będzie Dziewicą.

We włosach nie nosimy jak Gail symbolicznej łyżki do wiecznego mieszania w tożsamościach ludzi, rzeczy i idei. Przekładając ten metaforyczny obraz z amerykańskiej powieści tureckiej pisarki na nasz polski świat symboli mógłbym na koniec przywołać słynny kaduceusz, laskę, którą błazen Stańczyk wręcza Dziennikarzowi w "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego: Oto naści twoje wiosło:/  błądzący w odmętów powodzi,/  masz tu kaduceus polski,/ mąć nim wodę, mąć. Ja oszołom, obskurant, ciemniak, katol, bigot, faszysta, kołtun, ciemogrodzianin czy wstecznik czyli prawicowy dziennikarz biorę na klatę lewacki hejt tego świata, ale mącić i mieszać niczego z niczym nie będę. Wystarczy, że żyję w czyśćcu (po turecku "Araf"). Piekło jest tam w dole, niebo tu nade mną.

Egzemplarze książki Elif Shafak „Araf” dostanie pięć osób, które jako pierwsze rozwiązały zagadkę. Hasło: NIE DLA LEWAKÓW. Tomy otrzymają: Mariusz Pankowski z Książa Wielkopolskiego, Paulina Wójcik z Krakowa, Tomasz Topór z Krakowa, Przemysław Gatnar z Rybnika oraz Zbigniew Kędzior z Katowic. Gratuluję wygranym, dziękuję wszystkim uczestnikom i zapraszam do kolejnej książkowej zabawy. Przepraszam za zwłokę wywołaną moim urlopem. Kłaniam się : Bogdan Zalewski.