Na Śląsku zaczyna brakować górników do pracy. Na razie kłopoty z ich znalezieniem mają przedsiębiorstwa zajmujące się robotami górniczymi w kopalniach. Chodzi o wszelkie prace związane z przygotowaniem złoża do wydobycia: wywożenie kamieni, drążenie tuneli i wykonywanie zabezpieczeń. Dopiero po wykonaniu takich prac górnicy z kopalń zaczynają wydobycie.

W takich przedsiębiorstwach pracuje obecnie około dwóch tysięcy górników. I można by zatrudnić kolejnych, ale - co dziwne - trudno ich znaleźć. Spowodowane jest to tym, że w górnictwie w ostatnich latach głównie zwalniano i likwidowano. Ostatnie cztery lata to ponad 100 tysięcy osób, które odeszły z górnictwa. Ponadto, każdego roku na emeryturę odchodzi 8 tysięcy kolejnych. Zaniechano także wszelkich inwestycji i nie uruchamiano nowych ścian wydobywczych. „Przyszedł taki czas, że stanęliśmy przed barierą wydobycia. Żeby wydobyć określoną ilość węgla, trzeba uruchomić nowe przodki i nie ma kto tego zrobić. Brakuje osób średniego i wyższego dozoru górniczego, brakuje górników-kombajnistów, mechaników, elektryków” - powiedział naszemu reporterowi Zbigniew Bułka, wiceprezes Konsorcjum Robót Górniczych. Górników nie ma, bo szkoły górnicze, które ich przygotowywały do pracy też były lawinowo likwidowane. Dlatego aby ratować sytuację planuje się otwarcie nowych szkół górniczych – na razie mówi się o Mysłowicach i Rudzie Śląskiej. Tymczasem odpowiednie górnicze kwalifikacje mają między innymi ci, którzy odeszli z kopalń biorąc jednorazowe odprawy. Ale ich zatrudniać nie wolno, bo decydując się na przyjęcie odprawy, zadeklarowali, że już nigdy nie wrócą do pracy w górnictwie. Te zasady może zmienić tylko parlament. Reguluje je bowiem ustawa o restrukturyzacji górnictwa, a ta obowiązuje do końca przyszłego roku.

Tymczasem okazuje się, że rozwiązanie problemu jest bardzo proste.

Foto: Archiwum RMF

03:35