Gromadzenie sił powietrznych i wojsk lądowych wokół Afganistanu nie musi jeszcze oznaczać, że uderzenie na siły Talibanu nastąpi w najbliższym czasie. W Stanach Zjednoczonych i Europie nie brak opinii, że na atak trzeba będzie jeszcze poczekać, nawet kilka tygodni, a jeśli nastąpi, może nie być tak efektowny jak podczas konfliktów ostatnich dziesięciu lat XX wieku.

Podczas konferencji prasowej w Turcji na zakończenie podróży po krajach Bliskiego i Środkowego Wschodu, sekretarz obrony Donald Rumsfeld podkreślił kolejny raz, że ta akcja potrwa długo. Cytuje się też jego wypowiedzi, że może to być stosunkowo niewielka operacja a nawet pewną rezerwę wobec stwierdzenia, że akcja zbrojna jest nieunikniona. Może to oznaczać, że wobec silnych oporów muzułmańskich sojuszników Ameryki, Waszyngton skłania się coraz bardziej do polityki wywierania silnej presji i wspomagania opozycji wobec Talibów niż do bezpośredniej widowiskowej operacji. Tymczasem prawdopodobnie już w najbliższych dniach rozpoczną się zrzuty żywności dla ludności cywilnej Afganistanu. Donald Rumsfeld twierdzi, że akcja humanitarna zostanie podjęta przy zapewnieniu, że obrona przeciwlotnicza Talibów nie będzie samolotom transportowym zagrażać. Zdaniem rzecznika Pentagonu pomoc będzie dostarczana pod osłoną maszyn bojowych, przy stałej gotowości sił amerykańskich w Uzbekistanie do podjęcia natychmiastowej akcji ratunkowej.

Wydaje się, że strategia nacisku przynosi pewne rezultaty - Talibowie zgodzili się zwolnić brytyjską dziennikarkę Yvonne Ridley, zatrzymaną w Afganistanie pod zarzutem szpiegostwa. Niewykluczone, że uwolnią również ośmiu cudzoziemców, pracowników organizacji humanitarnej oskarżonych o szerzenie chrześcijaństwa. Talibański minister spraw zagranicznych oświadczył, że będzie to możliwe jeśli USA - jak się wyraził - zaprzestaną gróźb wobec Afganistanu. Amerykanie oskarżają Talibów o ukrywanie Osamy bin Ladena, terrorysty odpowiedzialnego za zamachy w Nowym Jorku i Waszyngtonie.

foto Archiwum RMF

10:15