Coraz szersze kręgi zatacza afera z prokuratorskimi mieszkaniami w Warszawie.

Przypomnijmy: w ubiegłym tygodniu ze stanowiska zastępcy prokuratora okręgowego w Warszawie został odwołany Zbigniew Goszczyński. Powód? - lusksusowe mieszkanie w centrum stolicy, które prokurator dostał od ówczesnego prezydenta Warszawy, Marcina Święcickiego. Teraz okazuje się, że mieszkania w ten sposób otrzymało też wielu innych prokuratorów. Do przyznania takich lokali wystarczyło wyłącznie poparcie z resortu spraw wewnętrznych. Wśród tej prokuratorskiej grupy jest Stefan Szustakiewicz - były szef prokuratury wojewódzkiej. Przeciwko procedurze rozdzielania mieszkań prokuratorom protestują przede wszystkim działacze instytucji antykorupcyjnych. Jakie dokładnie stawiają zarzuty? "Bywa, że od chwili złożenia podania do otrzymania kluczy mija kilka, a nierzadko nawet kilkanaście lat, dlaczego więc prokurator ma być traktowany inaczej?" - pyta Maria Pitera, radna i wiceszef Transparency International, organizacji zwalczającej korupcję.

Ale są też poważniejsze wątpliwości. "Otrzymując prezent od urzędnika samorządowego w postaci mieszkania, taki prokurator nigdy nie będzie niezależny od tychże władz" - mówi Pitera. Mówimy o mieszkaniach, w których cena metra kwadratowego to co najmniej 5 czy 6 tysięcy złotych. Tymczasem Szustakiewicz, obecnie zasiadający w prokuraturze krajowej, tłumaczy, że miał prawo ubiegać się o takie mieszkanie – jako szef prokuratury wojewódzkiej musiał dojeżdżać codziennie około 40 kilometrów do pracy. "Artykuł 56 ustawy o prokuraturze mówi, że prokurator powinien mieszkać w miejscu swojej pracy" - mówił Szustakiewicz. Kto jednak powienien zapewniać mieszkania prokuratorom – samorząd czy ministerstwo sprawiedliwości?

Posłuchaj relacji warszawskiego reportera rzdia RMF FM, Marcina Firleja:

00:40