Ratownicy górniczy są oburzeni wyrokiem, jaki zapadł w procesie po wypadku w kopalni Niwka-Modrzejów. Trzy lata temu w nieczynnym wyrobisku udusiło się sześciu ratowników. Wysłano ich tam w ramach tak zwanej "cichej akcji".

Sąd uznał za winnego tylko sztygara działu wentylacji, który sam ledwo uszedł z życiem. Uniewinnieni zostali dyrektor kopalni, naczelny inżynier i szef wentylacji. "Prokuratura nie powinna przegrać tego oskarżenia" - przekonuje Piotr Luberta przewodniczący Związku Ratowników. Wyższy Urząd Górniczy ukarał wcześniej cztery osoby za niedopełnienie obowiązków. "W sądzie okazało się, że kozłem ofiarnym jest tylko ten, kto wykonywał polecenie" - powiedział Luberta. Dlatego związkowcy zwrócili się do prokuratury by złożyła apelację od wyroku: "Związek Zawodowy Ratowników Górniczych rzeczywiście nie pochowa prawdy o tragedii na Niwce-Modrzejów. Ofiary naszych kolegów były zbyt duże, żeby pozwolić na bezkarność". Ciche akcje odbywały się w co drugiej kopalni - twierdzą ratownicy. Pozwalało to oszczędzać pieniądze. W Niwce-Modrzejów cicha akcja miała kosztować 500 złotych. Gdyby zorganizowano ją zgodnie z przepisami, suma byłaby 20-krotnie wyższa. W efekcie życiem zapłaciło sześć osób.

foto RMF FM

13:40