16-latek z Dąbrowy koło Szczytna na Mazurach trafił do szpitala z ranami dłoni i brzucha, po tym jak w jego rękach eksplodował zapalnik. Chłopak twierdzi, że urządzenie znalazł na polnej drodze - podała olsztyńska policja.

Zapalnik miał, według relacji chłopca, leżeć na drodze koło jego domu. 16-latek nie miał pojęcia co to jest, ale zainteresowały go dwa wystające przewody. Postanowił podłączyć je do baterii 1,5-V. Był to zapalnik wojskowy i przy połączeniu z baterią eksplodował. Rodzice natychmiast wezwali karetkę. Młody „pirotechnik” przebywa w szpitalu, na szczęście jego życiu nic nie zagraża. Dopiero od lekarzy policjanci dowiedzieli się o wybuchu. Wtedy też okazało się, że niewiele śladów można zabezpieczyć, ponieważ rodzice chłopca posprzątali mieszkanie. Pewne jest, że nie było innego sposobu wywołania eksplozji, jak podłączenie zapalnika do źródła energii. Sprawę badał reporter Radia RMF FM Paweł Świąder:

To nie pierwszy tego typu przypadek na Mazurach w ostatnim czasie. W połowie marca 11-latek znalazł bombę pod jedną z dyskotek. Doszło do eksplozji, chłopiec stracił dłoń i częściowo wzrok.

Foto RMF FM

13:15