Tylko jedna wędka, otwór w lodzie o średnicy maksymalnie 20 centymetrów a pomiędzy poszczególnymi przeręblami minimum metr odległości i absolutny zakaz łowienia spod lodu po zmroku!!! Tych zasad powinni przestrzegać miłośnicy zimowego wędkowania.

Ledwie lód skuł jeziora i kanały a już znaleźli się na nim miłośnicy moczenia kija. Nie boją się ryzykować wchodzeniem na taflę choć nie jest ona wcale najgrubsza.

- Sześć centymetrów – mówi jeden z zagadniętych przeze mnie wędkarzy – Dużo to może nie jest ale człowiek wie gdzie chodzić. Zresztą zawsze mam ze sobą długą brechę i dziobię ten lód, sprawdzam czy mocny. Jak obaj tu stoimy i nie trzeszczy to znaczy, że wytrzyma.

- Bierze, nie bierze grunt, że powietrze świeże – filozoficznie stwierdza inny, zapytany jak idzie połów. – Teraz tak jest rozwalony klimat, że nie wiadomo. Jest mróz - bierze, na odwilż nie bierze, pada to znowu bierze, nie pada nie bierze… a potem dokładnie na odwrót.

Policja i straż pożarna przestrzegają przed pochopnym wchodzeniem na zamarznięte rzeki czy jeziora. Temperatura jest wprawdzie wciąż minusowa ale lód jest niezbyt gruby i słaby.